Świetnie przyjęci przez czytelników nie tylko w Polsce Alpiniści Stalina Cédrica Grasa rozbudzili zainteresowanie początkami sowieckiej eksploracji gór wysokich. Można domniemywać, że trochę dzięki temu na naszym rynku pojawiła się kolejna książka o tamtym okresie – Witalij Abałakow. Jego czasy, góry, przyjaciele i wrogowie. Radziecki alpinista numer jeden – jak zwano Witalija – bez wątpienia nadaje się na bohatera niejednej zajmującej publikacji. Podobnie jak ponure czasy komunistycznego reżimu, w których przyszło mu działać. Siergiej Szibajew, autor omawianej książki, to były rosyjski alpinista, instruktor i działacz sportowy. Od lat dokumentuje życie i dokonania Abałakowa, do tego z racji wieku i zajmowanych stanowisk zna od podszewki realia radzieckiego systemu. Czy tym samym może nam zaproponować bardziej złożoną i pogłębioną wiedzę na temat sowieckiego alpinizmu niż Cédric Gras? W teorii – na pewno. W praktyce, czyli czytaniu, jest z tym kłopot.
W historii tej rodziny kryło się nie mniej tajemnic niż na dworach królewskich dynastii. Obaj Dumasowie (ojciec i syn), a także Jules Verne i Stephen King, mogliby w niej znaleźć wiele tematów i materiału dla swoich opowieści. […] Pisząc o tajemnicach, nie chciałem bynajmniej epatować. W rodzinie wybitnych radzieckich alpinistów, braci Abałakowów, było ich naprawdę niemało.
Szibajew od razu licytuje wysoko: we wstępie deklaruje, że przekaże prawdę o wstydliwych epizodach z życia Witalija Abałakowa oraz ukaże nam mało chwalebne uwikłania radzieckiego alpinizmu. Książkę zaczyna od domniemanego morderstwa i klaustrofobicznej wizyty w archiwach Federalnej Służby Bezpieczeństwa, by po kilku stronach zostawić nas ze stwierdzeniem: „Byłoby jeszcze o co zapytać, ale już nie śmiałem”. To ważne zdanie, bo odkrywa najsłabszy punkt tej narracji: strach. Nie tylko przed władzą, lecz również swoimi, czyli wysoko postawionymi działaczami sportowymi. Wielokrotnie podczas czytania można odnieść wrażenie, że Szibajew jest zbyt uwikłany w środowiskowe układy, by pozwolić sobie na prawdziwie krytyczne spojrzenie; konsekwencje mogłyby okazać się zbyt bolesne. Obu tych obciążeń, co oczywiste, nie miał Cédric Gras, nawet jeśli w zamian nie było mu łatwo z dostępem do informacji.
Złośliwie można by napisać, że najlepsze w książce Szibajewa jest otwarcie, później wszystko zaczyna się sypać. Bezstronność kuli ogon przed zachowawczością. Szibajew tropi rozsiane w różnych publikacjach wspomnienia i opinie o swoim bohaterze, przywołuje rozmowy z tymi, którzy go znali, próbuje zdobyć dodatkowe informacje. Owszem jego Witalij ma wady i przywary, jak każdy człowiek, tam jednak, gdzie zarzuty stają się poważniejsze, Szibajew pilnuje, by nie napisać zbyt wiele. Nie potrafi lub, co narzuca się samo, nie chce takich sytuacji wziąć pod lupę, choć właśnie tego oczekiwalibyśmy od biografa. Wątki, które stanowiłyby novum w porównaniu z książką Grasa – choćby naświetlenie roli Abałakowa w największej tragedii radzieckich alpinistek na Piku Lenina, faworyzowanie własnego klubu w przyznawaniu odznaczeń i nagród czy niejasny udział w podejrzanej śmierci brata – traktuje po macoszemu, zamiatając pod dywan.
Jeśli nawet z bliska widać więcej, nie zawsze pozwala to stworzyć zajmującą opowieść. Książka Szibajewa to dowód, że nadmierne skupianie się na drobiazgach może całkowicie rozmyć obraz. Autor nie potrafi odfiltrować tego, co istotne, od informacji mało ważnych. Grzęźnie w obszernych przywołaniach agitacyjnych mów, artykułów o wrogach narodu i partyjnych wystąpieniach mających przybliżyć nam ideologiczne uwarunkowania ZSRR. Nie proponuje jednak uogólniających wniosków czy pogłębionej analizy, do której byłby przecież uprawniony. Do tego przeładowuje tekst nazwiskami, tytułami, wieloczłonowymi nazwami instytucji i ich skrótowcami, nie dbając o klarowność narracji. Dla czytelnika spoza Rosji bywa to przytłaczające, miejscami tekst zamienia się w nudną dokumentację pozbawioną tak ważnego w publikacjach biograficznych wyjaśniająco-historycznego komentarza.
„Byliśmy młodzi, silni, wytrenowani i uderzała nam do głów woda sodowa, kiedy podejmowaliśmy wspinaczki na wysokie szczyty bez odpowiedniego przygotowania” – wspominał potem Witalij Abałakow. I dodawał: – „Dopiero wtedy, gdy od przyrody dostaliśmy niejedną gorzką lekcję, pojęliśmy, że w alpinizmie siła, technika czy odwaga nie są najważniejsze. Najbardziej liczy się mądra głowa”.
W jednym Szibajew okazuje się dobry – świetnie oddaje nastrój i uwarunkowania górskich wypraw Witalija. To jednak za mało, by na dłużej skupić uwagę czytelnika. Zamykając książkę, ma się nieodparte wrażenie, że jest to zaledwie szkic do prawdziwej biografii, dzieło wymagające jeszcze sporej pracy: uściślenia niektórych wątków, przeredagowania innych, przemyślenia konstrukcji. Szibajew najwyraźniej przecenił wartość posiadanych atutów; wyszedł z założenia, że mocne karty same zrobią szlema, nawet bez dobrego rozgrywającego. Nie zrobiły.
Czy warto więc poświęcać czas tej książce? Tak, bo pozwala ona skonfrontować przeszłość z teraźniejszością. W biografii Abałakowa i pisarstwie Szibajewa przegląda się rosyjska dusza ze swoim specyficznym przywiązaniem do ojczyzny, etosem człowieka czynu i podległością wobec władzy. Dzisiaj wprawdzie rosyjscy wspinacze nie wnoszą już (chyba) wielkich i ciężkich popiersi wodza na szczyty, ale tradycja nadawania propagandowych nazw pozostała. Nieprzypadkowo w 2011 roku w górach Tien-szan jeden z czterotysięczników otrzymał imię Władimira Putina.