Większość opowieści o Evereście zaczyna się od George’a Mallory’ego i Andrew Irvinge’a, lub Edmunda Hillary’ego i Norgaya Tenzinga. A przecież nie byli oni ani pierwsi, ani jedyni w historii podboju tej góry. Co poprzedziło ich śmiałe wyczyny? I dzięki komu poszukiwania najwyższego szczytu świata można było w ogóle zacząć? O tym opowiada Craig Storti w swojej świetnej książce Nieosiągalny Everest.
Jest to opowieść pełna dramaturgii, barwnych postaci […] oraz cichych bohaterów. To historia o szpiegach, intrygach i dekapitacjach, o wojnie (a konkretnie o dwóch) i masakrach, o niepojętym politycznym, dyplomatycznym i wojskowym partactwie, o brawurowych ucieczkach i prawdziwej odwadze. […] Scenografię zaś stanowi jedno z najbardziej spektakularnych miejsc na Ziemi.
„Aby osiągnąć sukces, musisz znać cel” – pisał w jednym ze swoich artykułów George Mallory. Nawet on nie przypuszczał jednak, że od uznania Everestu za najwyższą górę Ziemi do jego zdobycia będzie musiało upłynąć tyle lat. Szczyt B, znany też jako Gamma, a następnie opatrzony rzymską liczbą XV, przyciągnął uwagę geodetów w 1847 roku, jego dokładne pomiary przeprowadzono trzy lata później. Za najwyższy wierzchołek Ziemi uznano go oficjalnie w 1856, by następnie, ignorując miejscowe nazewnictwo, przemianować na Mount Everest. Tak oto „góra została dostrzeżona, zmierzona i nazwana. Teraz pozostawało jeszcze tylko ją znaleźć”.
Łatwo powiedzieć, trudniej dokonać. Obserwacje Everestu prowadzono z tak dużej odległości, że dotarcie pod górę okazało się nie lada wyczynem, zajęło – bagatela – niemal 70 lat. Trzeba było nie tylko odszukać szczyt, znaleźć do niego drogę, ale też pokonać piętrzące się bariery techniczne i ekonomiczno-polityczne, a przede wszystkim złamać opór Tybetańczyków, tak by wpuścili na swoje terytorium obcych. Brytyjczycy, którzy panoszyli się wtedy w Indiach, mieli swoje imperialne zapędy; arogancja ich urzędników i buta polityków, zaborczość, jeśli chodzi o Mount Everest, oględnie mówiąc, nie zjednywały im sympatii. Dziś tym bardziej nie jest to powód do chwały, nie da się jednak ukryć, że to z obecnością Brytyjczyków wiązały się pomiary Everestu i początki eksploracji Himalajów.
Wszystkie plany zdobycia góry rozbijały się o tę samą skałę: do Mount Everestu nie dało się dojść. Szczyt ten wznosi się między Tybetem a Nepalem. Tybetańczycy zamknęli granice już w 1792 roku […]. Z niepokojem patrzyli na zagarnianie przez Brytyjczyków coraz większych terytoriów w Indiach i bali się – słusznie – że nawet potężne Himalaje nie powstrzymają ich przed wejściem do Tybetu.
Nieosiągalny Everest nie traci z oczu historycznej, niewygodnej dla Zachodu prawdy ani geopolitycznych uwarunkowań, nie ma jednak w sobie nic z nudnego wywodu. W wykonaniu Craiga Stortiego relacja z poszukiwań najwyższej góry świata jest zajmującą, pełną barwnych szczegółów i zabawnych anegdot wędrówką w czasie w towarzystwie nieco szalonych postaci. Bo w Himalaje oprócz rządowych geodetów, angielskich dżentelmenów-wspinaczy i wyrywnych urzędników trafiali często prawdziwi zapaleńcy: oddani nauce badacze amatorzy oraz romantyczni buntownicy – ludzie ukształtowani przez swoją epokę, wykraczający jednak poza konwenanse. Takie postacie historia lubi zbywać milczeniem. Craig Storti przywraca im należne miejsce, a robi to tak dobrze, że niemal namacalnie zanurzamy się w tamten świat.
Potyczki szpiegów, intrygi polityczne, wojenne podchody przeplatają się w Nieosiągalnym Evereście z działalnością badaczy-zapaleńców i wspinaczy-entuzjastów, by doprowadzić nas do wielkiego finału – wyprawy rekonesansowej pod Everest w 1921 roku. Craig Storti dokładnie odtwarza przebieg owej ekspedycji, drobiazgowo ją rekonstruuje. To wręcz fascynujące, jak dużo materiału faktograficznego udaje mu się odnaleźć w dokumentach z epoki. Skrupulatna praca w archiwach pozwala mu wypełnić opowieść detalami, nieznanymi szczegółami i cytatami z pamiętników wspinaczy oraz badaczy, a literacki talent utkać z tego plastyczną, wciągającą lekturę.
Dziś oprócz George’a Mallory’ego nie pamięta się nazwiska żadnego z pozostałych Europejczyków uczestniczących w wyprawie z 1921 roku. Tak się składa, że ich późniejsze życie ułożyło się w nadzwyczaj różny sposób: dwóch zamordowano, jeden oszalał, dwaj wspięli się na szczyty swoich profesji, a w przypadku dwóch […] drugi akt przebiegał spokojniej.
„To pościg, a nie posiadanie, jak mawiają filozofowie, daje ludzkości szczęście” – pod tym stwierdzeniem podpisaliby się zapewne wszyscy uczestnicy rekonesansu z 1921 roku, a na pewno sam Craig Storti. Nic więc dziwnego, że swoją opowieść kończy on w punkcie, „w którym wszystkie inne książki o Evereście zawsze się zaczynają”. Ekspedycja z 1921 roku, choć bez spektakularnego sukcesu, miała ogromne znaczenie. Brytyjczycy musieli wprawdzie wysłać pod najwyższą górę jeszcze osiem kolejnych wypraw, ale los dachu świata był przesądzony. Oblężnicze szturmy to już jednak inna rzeczywistość i inny sposób radzenia sobie z trudnościami. Historia, którą opowiedziano setki razy.
Zajmujące prowadzenie narracji, dobry literacki poziom, nieoczywisty dla polskiego czytelnika temat – czy trzeba bardziej zachęcać do sięgnięcia po Nieosiągalny Everest? Polecam uwadze. Warto wiedzieć więcej.