Znajdź książkę

Recenzje

Simone Moro. Widziałem otchłań
Widziałem otchłań
Simone Moro
[Wydawnictwo Mova, Białystok 2022, przekład: Tomasz Kwiecień, stron 248]

Książka Widziałem otchłań powstała po nieudanej zimowej wyprawie Simone Moro i Tamary Lunger na Gaszerbrumy. Pisana w trakcie pandemii, w specyficznym czasie zamknięcia, jest pokrzepiającą opowieścią o podnoszeniu się z porażek.

Widziałem otchłań to najbardziej osobista książka himalaisty. Góry oczywiście przewijają się na jej stronach, ale równie dużo miejsca Moro poświęca wspomnieniom z dzieciństwa i rozmowom z synem. Można odnieść wrażenie, że to książka rozliczeniowa, spojrzenie wstecz na swoje dokonania: te zarówno udane, jak i zakończone niepowodzeniem. Zwłaszcza porażki mają tu swoją wagę, co zapowiada sam tytuł. Pandemiczne zawieszenie, które wzięło w nawias górskie wyprawy i sportowe przedsięwzięcia himalaisty, dało mu w zamian dużo czasu na rozpamiętywanie.

Wirus zmienia nagle świat zewnętrzny, a wraz z nim całą moją zawodową rutynę. […] Po raz pierwszy od nie wiem jak dawna nie mam nic do roboty. Co więcej, nie mam pojęcia, kiedy będą mógł coś robić ponownie. Moje dotychczasowe życie zmuszało mnie do ciągłego planowania, teraz pozostaje mi tylko czekać i ćwiczyć cierpliwie.

W swoim pisarstwie Moro zawsze miał tendencję do pouczania, widać to we wszystkich jego książkach. W Widziałem otchłań pojawia się dodatkowa, tym razem budująco-pozytywna nuta. W wielu fragmentach narracja tchnie, jak to się ładnie mówi, inspirującymi myślami i dobrym przesłaniem. Miejscami jest też refleksyjnie, choć niekoniecznie odkrywczo.

Na ile autoprezentacja stworzona przez himalaistę (dodajmy: bardzo pozytywna), odpowiada prawdzie, wie tylko on sam. Trudno jednak nie zauważyć, że spod tej lukrowanej opowieści co i rusz wyziera gorycz. Moro narzeka na niezrozumienie i zawiść górskiego światka, na internetowych kanapowców, którzy ośmielają się komentować jego porażki, na mass media, które nie doceniają odpowiednio jego poczynań. „Przegrana jest niezwykle bolesna w świetle jupiterów” – utyskuje, nie dodaje jednak, że na co dzień ochoczo korzysta z tej oświetlonej sceny, by marketingowo kreować swój wizerunek.

Powrót do przeszłości jest często dobrym sposobem na doświadczenie teraźniejszości, na odzyskanie świadomości, dostrzeżenie tego, co się zmieniło i jak do tego doszło. Powracanie po własnych śladach służy także ocenie swojego dzisiejszego kroku: czy stał się pewniejszy i bardziej doświadczony, czy też słabszy i mniej pewny.

Szczęśliwie Widziałem otchłań to książka na tyle starannie napisana (i/albo dobrze przetłumaczona przez Tomasza Kwietnia), że czytelnikowi dość łatwo zignorować zarozumiałość i nadęcie włoskiego himalaisty, które to cechy w innych jego publikacjach wręcz drażnią. Sama Widziałem otchłań odczytuję jako pierwszą przymiarkę nowego stroju – himalajskiej emerytury. Próbę pogodzenia się z upływającymi latami i tym, co wiek robi z ciałem. Choć pod koniec książki Moro wyraźnie się od tego odżegnuje, dopuszcza myśl o coraz częstszych przegranych. „Jesteś już trochę stary, ale wciąż dajesz radę” – z dziecięcą szczerością oznajmia jego syn Jonasz. I Simone, i my wiemy, że za chwilę słowo „wciąż” zostanie zastąpione przez „jeszcze”, a te szybko zamieni się w „już nie”.

ikonka gór - przerywnik tekstu

Zobacz LISTĘ wszystkich zrecenzowanych na blogu książek tutaj – [klik].

Zobacz OKŁADKI wszystkich zrecenzowanych na blogu książek tutaj – [klik].

Brak komentarzy

góry lektury logo490
© 2025 baturo.pl

Inne strony