Okładka sugeruje powieść retro, podobnie jak użyta czcionka. Blurb, czyli reklamowa informacja na obwolucie, zapowiada, że mamy do czynienia z książką, w której góry są „tylko tłem dla historii balansującej pomiędzy kryminałem, romansem a groteską”. Okładka nie cygani, blurb nieco odchyla się od pionu, jak mógłby powiedzieć bohater tej opowieści [dlaczego, wyjaśnia przypis]. W przywołanej historii góry odgrywają niebagatelną rolę, a choć są i trup, i femme fatale, książkę od typowego kryminału i romansu dzielą lata świetlne. Nie ma natomiast przesady w stwierdzeniu, że Carolus Victor to proza zabawna, oryginalna i wciągająca. Na pewno warta poznania.
Ileż niegdyś popularnych słów zdążyliśmy zapomnieć! Któż z nas zakłada na górskiej ekskurzyji na plecy rukzak, a na nogi podkute bergsztajgery?! Któż pokonuje w górę aussery, prowadzące przez ściekwy północnej ściany Turni Izabelli lub nimi abzeiluje?! […] Czy ktoś świadomie uprawia głaźnictwo?! Wie, że cierpi na nieuleczalny tatritis lub uzależnienie od zakopianiny?!
Hubert Jarzębowski czuje feblik do dawnych czasów, epoki, kiedy taternictwo jeszcze nie okrzepło. Z atencją wsłuchuje się w głosy przeszłości, lubuje w ówczesnym słownictwie. Carolus to jego debiut książkowy, zanim jednak powieść ujrzała światło dzienne, na łamach magazynu „Góry” mogliśmy przeczytać cykl artykułów Jarzębowskiego dotyczący bujdałki taternickiej. W dwudziestoleciu międzywojennym tak nazywano literacki opis przejścia drogi wspinaczkowej. Nie chodziło w nim jednak o przekazanie emocji i doznań towarzyszących pokonywaniu ściany, ale o rzeczowy zapis trudności drogi (choć słowo „bujdałka” kojarzy się z czymś przeciwnym: bajdurzeniem i blagą). Carolus Victor to – według samego autora – także bujdałka, tyle że po liftingu, w wydaniu nowoczesnym. Nie tyle odtwarza rzeczywistość, ile ją przetwarza, nieco podbarwiając i przejaskrawiając zdarzenia, by nie było nudno. I nie jest. Książka dostarcza rozrywki na dobrym poziomie, co w świecie, w którym króluje bylejakość, jest niezłym wyczynem.
Motyle to zbuntowani gówniarze i Bóg stworzył je, byśmy z ich zachowania wyciągnęli wnioski, dzięki którym ochronimy nasze dzieci przed zgubnym wpływem modernistycznej poezji, operetek oraz upadłych kobiet – a raczej zmierzchnic trupich główek, jak je nazywał profesor – których najwięcej w Krakowie znajdziemy przy ulicy Szlak, a najbardziej upadłe na Radziwiłłowskiej. […] Za zło i rozpustę na świecie odpowiedzialni byli przede wszystkim Rusałka Tetmajer, Brudnica Kasprowicz i Niepylak Przybyszewski.
Większość powieści rozgrywa się w Smokowcu. Mamy przełom XIX i XX wieku, młodzi adepci wspinaczki marzą o podboju Szpiczastego, szczytu cieszącego się sławą niemożliwego do zdobycia. Kto jako pierwszy osiągnie jego wierzchołek, niejako z automatu zyska renomę najlepszego wśród taterników. Jarzębowski miesza w powieści postaci autentyczne i fakty historyczne z wytworami wyobraźni i czyni to w sposób nietuzinkowy – inteligentnie, a zarazem komicznie. Galeria postaci jest okazała: wiecznie pijani borowiczką przewodnicy, naiwni turyści, tłuści bogacze, nieokrzesani wspinacze i co najmniej dwie interesujące kobiety. No i on, główny bohater – Karol Englisch, spragniony chwały i pożądania młodzik, który również porywa się na zdobycie niemożliwego. Ale Karol to także zapalony entomolog (stąd tyle cudownych porównań do świata motyli), a podczas II wojny światowej, jak dowiadujemy się w toku opowieści, przede wszystkim pracownik… polskiego wywiadu. Tatry i wspinaczka, początkowo traktowane przez niego po szczeniacku, pozwalają zmierzyć mu się ze światem nie tylko górskich trudności, dojrzeć inne cele w życiu. Narzucające się porównanie do szarej, nieco odrażającej gąsienicy, z której wyrasta wspaniały motyl, wydaje się tu uprawnione.
Lina Konopnicka, podobnie jak lina konopna, bywała dobrem wspólnym i zapewniała lepsze samopoczucie. Mówiło się, iż reperowała psyche niejednemu wspinaczowi. […] Nie na darmo i bez większej przesady we wspomnieniach czołowych, a nawet przeciętnych taterników z czasów przełomu stuleci tak dużo mówi się o wyjątkowym wówczas Braterstwie Liny.
Carolus Victor daje zwykłą przyjemność płynącą z czytania nieco śmiesznej, nieco strasznej historii. Mówiąc górnolotnie, sceneria i działalność taternicka są tu tłem dla przedstawienia typowych ludzkich zachowań i konfliktów moralnych. A te, jak wiadomo, od wieków są podobne. Wie o tym Hubert Jarzębowski, doskonale przekładając zdarzenia sprzed stu lat na komentowanie naszej rzeczywistości. Jedyne, co uwiera w tej dobrze skrojonej opowieści, to nadmiernie eksploatowana paralela między femme fatale Liną a liną taternicką. Analogia jest, jak dla mnie, zbyt oczywista, choć niewątpliwie powabna. Wybrana przez Huberta Jarzębowskiego konwencja pisania – prześmiewcza, balansująca między wzniosłością a śmiesznością, wpisująca się w nurt dekadenckiej epoki – ma mnóstwo zalet, lecz również jedną przywarę. Taką książkę łatwo odebrać jako cacko, literacki bibelot, rzecz ładną, ale pozbawioną większej głębi. A byłoby szkoda, bo Carolus to dużo więcej niż tylko sprawnie opowiedziana historia.
Literatura górska, w której fikcyjna fabuła nawiązuje do realnych wydarzeń,a bohaterowie są wzorowani na rzeczywistych osobach, w Polsce właściwie nie powstaje. Na Zachodzie, w krajach o żywych tradycjach alpinistycznych, choćby we Francji, tego typu beletrystyka cieszy się sporą popularnością. Carolus Victor przeciera więc na naszym górskim poletku nowe ślady, wyznacza drogę, z której, mam nadzieję, skorzystają inni. Tym bardziej że powieść Jarzębowskiego naprawdę może się podobać, i to nie tylko góromaniakom.
Drodzy Czytelnicy, nie pomijajcie w tej książce posłowia. Weronika Górska, która odpowiada również za redakcję powieści, napisała fajny tekst o świecie Carolusa. Znajdziecie tam wszystko, co warto wiedzieć o książce, by doznać megaprzyjemności podczas… kolejnego czytania :-).
I jeszcze obiecany przypis: Według niektórych językoznawców słowo „kłamać” pochodzi od staroindyjskiego klamati, które znaczyło „słabnąć, chwiać się, odchylać się od pionu”. Później zaczęto go używać w znaczeniu przenośnym: „odchylać się, odchodzić od prawdy”. W języku staropolskim czasownik kłamać znaczył natomiast oprócz „mówić nieprawdę” także „żartować, szydzić”. Zbieg okoliczności czy wyższy czynnik sprawczy? Wszystkie te znaczenia doskonale wpisują się w powieść Huberta Jarzębowskiego.
Hubert Jarzębowski zdecydował, że swoją książkę udostępni za darmo w Internecie. Decyzję tłumaczy tak: Uważam, że najlepszą reklamą książki jest jej treść. Po co kupować książkę nic nie wartą, nieciekawą, taką do której nie będzie się wracało? Jak inaczej przekonać się, czy książka jest warta zakupu niż czytając ją? Jestem przekonany, że powszechna dostępność treści „Carolusa” zadziała na jego korzyść. Za wzór służyli mi muzycy Motörhead, Burzum i wielu innych zespołów, którzy wiedzą, że najlepszą reklamą dobrej twórczości jest ona sama i po premierze nowych albumów publikują je w Internecie za darmo.
Miła Czytelniczko, Miły Czytelniku, a więc do dzieła – http://carolusvictor.blogspot.com/