Jeśli myślicie, że literatura spod znaku gór w niczym nie może was zaskoczyć, sięgnijcie po Ponad światem Scotta Ellswortha. To doskonałe opracowanie dotyczące pierwszych wypraw w najwyższe góry świata. Rzadko zdarza się książka górska o takiej poznawczej urodzie. Z czegoś, co mogło być nudnym opisem dawnych himalajskich wyczynów, Scott Ellsworth tworzy porywającą historię, od której trudno się oderwać. Jest w tej książce wszystko, co składa się na dobrą literaturę: przemyślana konstrukcja, trzymające w napięciu wydarzenia, nieszablonowi bohaterowie i last but not least – pisarski talent autora.
Patrząc z dzisiejszej perspektywy, himalaiści z lat 30. ubiegłego stulecia jawią się jako walczący z Goliatem Dawidowie – i słusznie. To jednak nie podsumowuje ich historii, ci zapomniani już ludzie gór bowiem nie tylko naginali granice wytrzymałości organizmu […]. Poprzez swoje triumfy i porażki pobudzali aspiracje i wyobraźnię milionów przeciętnych obywateli.
Ellsworth rozpoczyna swoją narrację od wypraw w Himalaje na początku lat 30. XX w., kończy na zdobyciu Mount Everestu w 1953 r. „Akcja zaczyna się pewnego poranka późną wiosną w Londynie” – czytamy, a zaraz potem porywa nas barwny, niezwykle plastycznie oddany świat wspinaczy, którzy „uzbrojeni w świeże wizje”, doszli do wniosku, że wierzchołki górskich olbrzymów leżą w zasięgu ich możliwości. „Szalona, z życia wzięta opowieść” – jak pisze wydawca – gładko przenosi nas z Londynu do Monachium, z kuszącej Kanczendzongi pod Mount Everest, ze śmiercionośnych lawin na Nanga Parbat w sam środek zamieszek w Kaszmirze, a wreszcie w niebotyczne marzenia nowozelandzkiego pszczelarza.
Nie byłoby tych wypraw, gdyby nie wspinacze o „wściekłej determinacji odniesienia sukcesu”. Byli wśród nich marzyciele, ale też realiści, absolwenci wyższych uczelni „i tacy, co ledwo składali litery”, wielkie talenty lub przeciętniacy, nadrabiający niedostatki brawurą. W odróżnieniu od dzisiejszych himalaistów niewiele wiedzieli o szczytach, na które się porywali, w górę szli w skórzanych buciorach, gryzących wełnianych swetrach i bawełnianych parkach. To, że czasem udawało im się zdobyć jakiś niebotyczny wierzchołek i szczęśliwie z niego wrócić musiało budzić i nadal budzi niekłamany podziw.
Moc oddziaływania Ponad światem nie bierze się jednak z nieszablonowych bohaterów i ich pomysłów na życie. A przynajmniej nie tylko z tego. Ellsworth opowiada o epoce przełomowej dla górskiej eksploracji, ale też o czasach ważnych dla Europy. Nie proponuje jednotorowej historii, prostej relacji z niezwykłych dokonań. Tworzy znacznie bogatszą w znaczenia i niuanse opowieść o gwałtownie zmieniającym się świecie: społecznych napięciach, politycznych przepychankach, gęstniejącym nacjonalistycznym mroku i „złowrogim warkocie naciągającej wojny”. Opowiada o tym, jak to, co działo się na nizinach, warunkowało pomysły i dokonania w górach.
Talent pisarski i zmysł humoru Ellswortha sprawiają, że jego książka skrzy się lekkością, jest uwodzicielska niczym Kanczendzonga, ma w sobie piękno alpinismo acrobatico i nic ze „wspinania à la dyndaj i wal” (by sparafrazować samego autora). Umiejętnie wplecione w narrację detale i szczególiki, zabawne dykteryjki budują klimat tej opowieści i sprawiają, że całość czyta się niczym powieść akcji. Słowa uznania należą się również tłumaczce Annie Berecie-Jankowskiej, dzięki której możemy docenić kunszt narratorski Amerykanina.
Scott Ellsworth proponuje nam porywającą podróż w czasie. I spotkanie z niezwykłymi ludźmi. Nie przegapcie tej książki. To perła w górskiej koronie.