Anne Sauvy w czasach młodości lubiła się wspinać. Zrobiła, jak zaznacza wydawca, 150 dróg w masywie Mont Blanc. Wprawdzie swoją karierę zawodową związała z uniwersytetem – została historykiem książki na Sorbonie – ale miłość do gór pozostała. Tyle że teraz przejawia się w pisaniu. Alpinistka i pisarka – połączenie nie tak znowu częste w naszym świecie, a dla mnie szczególnie interesujące. Zasiadłam więc do czytania.
Choćby z racji tematu, Na krawędzi życia i gór jest książką frapującą. Autorka spędziła z ratownikami górskimi jeden z sezonów letnich w Chamonix i opisała ich codzienną pracę. Nie brała bezpośredniego udziału w akcjach ratowniczych, książka to kronika wydarzeń, które rozgrywały się na dole, w centrum dowodzenia, tam, skąd wyrusza się na pomoc ofiarom wypadków. To opis mrówczej pracy, którą trzeba wykonać, by zawsze być gotowym do akcji. Mało kto zdaje sobie sprawę, że samo przygotowanie śmigłowca zajmuje codziennie mnóstwo czasu, że trzeba sprawdzić tysiące rzeczy, zadbać o drobiazgi, bo te, zaniedbane czy tylko nie do końca sprawdzone, potrafią mieć tragiczne skutki.
Niestety, maniera pisania, którą przyjęła Sauvy, raczej drażni niż pomaga docenić pracę tych, którzy niosą pomoc. Autorka ujmuje swoje myśli w sposób tak emocjonalny i zaangażowany, że czasem trudno to strawić. Fragmentami jej pisarstwo przypomina pamiętnik nastolatki, z nadmiernym skupianiem się na sobie i naiwnych wyobrażeniach o świecie. Zupełnie niepotrzebne jest też ciągłe krytykowanie prasy i telewizji, w zamierzeniu zapewne słuszne, tyle że nie w takich ilościach i nie w takiej książce oraz nie tak powierzchowne. Publikacja, która miała opowiadać o ratownikach górskich, zamienia się w epopeję o uczuciach targających autorką. Szkoda, bo rozemocjonowanie prawie nigdy nie przynosi dobrych rezultatów. Przy tak trudnym temacie przydałoby się nieco wyważenia, tej zimnej krwi, która cechuje ratowników.
Ale Na krawędzi życia i gór ma też plusy, na tyle ważkie, że warto tę książkę polecić. W czasach, gdy w góry wyruszają ludzie źle przygotowani, przeceniający własne możliwości, pozbawieni wyobraźni, publikacja przybliżająca tematykę ratownictwa i bezpieczeństwa jest nie do przecenienia. W dodatku wiadomo, że z racji tematu (śmierć i wypadki zawsze mają wzięcie), sięgnie po nią sporo osób. A Anne Sauvy, mimo nadmiernego ulegania emocjom, pokazuje, że potrafi pisać rzetelnie i ze znawstwem, stawiając ciekawe i ważne pytania. Tak jest chociażby w aneksach, w których opisała historię ratownictwa górskiego we Francji i spróbowała naświetlić z różnych stron kwestię odpłatności akcji ratowniczych, oraz w rozdziałach poruszających problem odpowiedzialności przewodników za osoby, z którymi ruszają oni na szlak czy drogę wspinaczkową. Tak jest również w tych fragmentach, gdzie z niepokojem odnotowuje coraz częstsze pozywanie lekarzy i przewodników do sądu przez rodziny lub poszkodowanych, kiedy wyprawa kończy się wypadkiem. Te tematy, omówione rzetelnie, z konkretnymi przykładami, skłaniają do refleksji. I to one decydują, że warto po tę książkę sięgnąć.
Opinia o tomiku opowiadań Anne Sauvy Kamienne płomienie – [klik]