Znajdź książkę

Recenzje

Art Davidson. Minus 100 stopni
Minus 100 stopni
Art Davidson
[Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2021, przekład Jan Dzierzgowski, stron 264]

W 1967 roku Art Davidson wraz z siedmioma innymi śmiałkami wyruszył na spotkanie z niewiadomą. Marzyła się im przygoda – pierwsze zimowe wejście na Mount McKinley (obecnie Denali), najwyższy szczyt Ameryki Północnej. Żaden z uczestników wyprawy nie był utytułowanym alpinistą, niektórych trudno byłoby nawet nazwać doświadczonymi wysokogórskimi turystami. Nie tworzyli zgranego zespołu, stanowili raczej „grupę ośmiu facetów, których pociągało wyzwanie”. Z młodzieńczą beztroską chcieli sprawdzić, czy uda im się zdobyć McKinley w huraganowym wietrze, przy okrutnym mrozie i bez ożywczego wsparcia słońca. Ich ekspedycja przeszła do historii, a jeden z uczestników tego wyzwania – Art Davidson – zdecydował się opisać dramatyczne przeżycia naprędce skleconej ekipy. Na rynku amerykańskim jego książka Minus 100 stopni natychmiast stała się bestselerem. W końcu i my po niemal 60 latach doczekaliśmy się jej przekładu.

Każda góra jest enigmatyczna, ale kiedy wspinałem się na Alasce. Mount McKinley kryła już tylko jedną tajemnicę. Zima! Jak to jest znaleźć się tam zimą? […] Żaden człowiek nie dotarł w zimowym półmroku na najwyższe granie Ameryki Północnej. Nikt nie wiedział, jak bardzo spadnie temperatura ani jak dotkliwie odczuwalne będzie zimno przy silnym wietrze.

Łatwo można by założyć, że Minus 100 stopni będzie kolejnym typowym dziełem o heroicznym wyczynie mężnych wspinaczy toczących zaciekłą walkę z żywiołami. Tego typu opowieści to przecież chleb powszedni każdego miłośnika literatury górskiej. Ale Art Davidson poszedł w inną stronę. „Obiecałem sobie, że przedstawię wszystkie nasze przejścia z bezlitosną szczerością” – wyznaje we wstępie i trzeba przyznać, że słowa dotrzymuje. W jego książce nie ma gloryfikacji wyczynu, prężenia muskułów w świetle jupiterów. Zamiast opowieści o bohaterstwie i męstwie, Art daje nam zapis zmagań ze słabościami ciała i przełamywaniem podskórnego strachu. Pasja i determinacja idzie tu w parze z lekkomyślnością i niedorzecznymi kłótniami, chwile odwagi – z bezsensownymi błędami. Tę opowieść napędza adrenalina, ale też niefrasobliwość i głupota przynależne młodości.

Kiedy dziś zagłębiamy się w tę historię, aż trudno uwierzyć, że tak źle przygotowana wyprawa nie zakończyła się totalną klęską, śmiercią wszystkich jej uczestników, choć, trzeba przyznać, było tego bardzo blisko. Zimowy McKinley dla całego zespołu okazał się doświadczeniem granicznym. „Nie rozwiązaliśmy żadnych życiowych problemów – pisze Art Davidson – sądzę jednak, że udało się nam zyskać nową świadomość pewnych spraw”. Że tak było, świadczą zarówno dzienniki i zapiski uczestników wyprawy przywoływane przez Arta w książce, jak i dopisany wiele lat później rozdział przedstawiający dalsze koleje losu poszczególnych członków ekipy. Większość z nich nie wróciła już w góry wysokie.

Czasami ludzie pytają mnie, czy tam, na górze, zaznaliśmy jakiegoś rodzaju mistycznych przeżyć. Myślę sobie wtedy: przecież to wszystko było mistycznym przeżyciem, każda sekunda. Znalezienie się tak blisko gwiazd. Oscylowanie między życiem a śmiercią. Świadomość, że przyjaciel ryzykuje dla ciebie życie, a ty dla niego. Uczucie, że się żyje. Każdy oddech i każdy krok. Dotyk słońca na twarzy.

Od pierwszego wydania Minus 100 stopni wiele się zmieniło we wspinaczce i eksploracji gór wysokich, ale emocje, które towarzyszą spektakularnym wyzwaniom, wciąż pozostają te same. Bez wątpienia to jeden z powodów nieprzemijającego powodzenia tej książki, zwłaszcza w Ameryce, gdzie Denali mocno rozpala wyobraźnię. Art Davidson chciał, by jego „historia opowiadała się sama, żeby była prosta, jasna, pozbawiona jakichkolwiek upiększeń”. Mimo upływu lat jego tekst dobrze się czyta, trudno jednak nie zauważyć, że prosta, bezpośrednia narracja ma pewne słabości i ograniczenia – w czytelniczej duszy nie rezonuje zbyt długo. Owszem opowieść Arta pochłania się w jeden wieczór, ale tydzień później już się o niej nie pamięta. Może dlatego, że brakuje w tym wszystkim pogłębionej refleksji, czegoś wykraczającego poza jednostkową wyprawę? A może współczesny świat za bardzo przyzwyczaił nas już do najdziwniejszych wyczynów spełnianych w imię przygody i niezwykłego wyzwania?

„Lubię myśleć, że ludzie odnajdują w mojej książce cząstkę siebie i swoich przeżyć – mówił w jednym z wywiadów Art. – W tej historii nie chodzi o zdobycie góry zimą, ale o marzenia; o podejmowanie wyzwań, a potem zmaganie się ze sobą, by osiągnąć cel lub po prostu przetrwać”. Może to zbyt banalna konstatacja na dzisiejsze czasy.

ikonka gór - przerywnik tekstu

Zobacz LISTĘ wszystkich zrecenzowanych na blogu książek tutaj – [klik].

Zobacz OKŁADKI wszystkich zrecenzowanych na blogu książek tutaj – [klik].

Brak komentarzy

góry lektury logo490
© 2025 baturo.pl

Inne strony