Temat ciekawy i niechętnie poruszany zarówno przez alpinistów, jak i ich rodziny – psychiczne koszty związania się z kimś, kto co chwila ryzykuje własne życie. Wnioski, które nasuwa lektura Mrocznej strony gór nie są wprawdzie odkrywcze, ale trudno tej książce odmówić czegoś poruszającego. Coffey przyjaźni się z wieloma wspinaczami i ich rodzinami, zna dobrze to środowisko, była dziewczyną znanego brytyjskiego himalaisty Joego Taskera, który zginął na Evereście, na wiele lat zostawiając w jej życiu pustkę. Wie o jakich uczuciach pisze i wie, jak rozmawiać o tragicznych wydarzeniach z innymi. Przywołuje też w książce światową czołówkę – Conrada Ankera, Chrisa Boningtona, Anatolija Bukriejewa i wielu innych.
Że alpiniści są uzależnieni od gór, łatwo mi zrozumieć. Że tej pasji nie porzucą nawet dla najbliższych – też. Dlaczego jednak kobieta, która nie para się wspinaczką, która marzy o zwyczajnym domu, wiąże się z osobą stale ryzykującą życiem, nastawioną przede wszystkim na kolejne i kolejne wyprawy? Z miłości, ktoś powie. Mnie narzuca się inne skojarzenie – z fascynacji. Z większości wypowiedzi przytoczonych w książce wynika, że panie zakochały się, a potem trwały przy himalaistach bo… ich wyjątkowość powodowała, że czuły się wybrankami, kimś lepszym. Istniały po to, by dbać o swoich mężów, bez których czuły się nikim. Dopiero dzieci zmieniały ten układ – kiedy się pojawiały, to one zaczynały grać pierwsze skrzypce, nadawały koloryt i sens życiu.
Ta postawa (rezygnacja z siebie w imię zaspokojenia potrzeb wspinacza) ma pewne konsekwencje dla książki – jej najciekawsze fragmenty wiążą się nie tyle z wypowiedziami kobiet, co samych wspinaczy. Panie, z wyjątkami, nie potrafią wyjść z cienia. Choć opisują, jak straszne jest oczekiwanie na powrót mężów lub partnerów z wypraw i jak trudno znieść to najgorsze, giną na tle mężczyzn. To wynurzenia himalaistów – czym jest dla nich wspinaczka, wręcz przymus wyruszania w góry, skąd ich potrzeba, by w dolinie, ktoś na nich czekał, dlaczego nawet po groźnych wypadkach i stracie przyjaciół wracają w góry – najbardziej zapadają w pamięć. Pozwalają zbliżyć się do tego zamkniętego świata.
Wstyd się przyznać, ale Mroczna strona gór wciąga. Siedząc w bezpiecznym domu, możemy zmierzyć się z emocjami i ludzkimi dramatami. Zapewne dochodzi tu do głosu także nasza potrzeba podglądactwa. Najlepsi światowi wspinacze prywatnie – to brzmi niemal jak nagłówek w brukowej prasie. Marii Coffey udało się jednak napisać książkę wyważoną, która nie chce grać na emocjach, choć oczywiście od nich nie ucieka. Książkę ma się wrażenie po ludzku prawdziwą. W której śmierć najbliższej osoby oprócz cierpienia budzi też często do nowego życia.