

Publikacje są dwie i warto je przeczytać w takiej kolejności, w jakiej zaplanował to autor: najpierw Bieszczady. Dla tych, którzy lubią chodzić własnymi drogami, następnie Bieszczady. Dla tych, którzy chcą je poznać naprawdę. Pierwsza książka to krajoznawczy fresk malowany szybkimi i zgrubnymi pociągnięciami pióra, tak by czytelnik poczuł klimat tych terenów bez zagłębiania się w szczegóły; druga jest rozwinięciem kilku najbardziej dla autora interesujących tematów, głównie tych związanych z historią i kulturą.
Bieszczady, tak jak człowiek, dla każdego są inne, każdemu pokazują inną twarz. Jednych przyciągają tu góry, te ani bardzo wysokie, ani rozległe, ale dla wielu tak wyjątkowe, że są im wierni od dziesięcioleci. Innych przywabia cudna bieszczadzka baśń, słowa Jerzego Harasymowicza, Wojciecha Bellona, Adama Ziemianina, a przede wszystkim piosenki, „kraina łagodności” zamieszkiwana przez anioły. Jeszcze inni czytali o bieszczadzkich legendach, kowbojach z polskiego Dzikiego Zachodu […]. I wreszcie ci ostatni, co przyjechali w Bieszczady raz, drugi, trzeci i dostrzegli, że te góry coraz bardziej są ich własne.
Markowski, dziennikarz, redaktor, tłumacz, od lat wydeptuje w Bieszczadach swoje ścieżki. Szwenda się po górach, odwiedza bezludne doliny, spotyka ze znajomymi, słucha opowieści o minionych czasach oraz dawnych mieszkańcach. I czyta innych. Całe życie związany ze słowem pisanym, w końcu musiał skusić się na własną opowieść o szlakach przemierzanych w krainie biesów i czadów – zarówno tych realnie wytyczonych w terenie, jak i tych, które zrodziły się w jego głowie. Na jednej z okładek możemy przeczytać, że jego książki to na poły przewodniki, na poły reportaże. Nie da się ukryć, że oba określenia są na wyrost. Podobnie jak podtytuły, sugerujące poznawanie mniej znanych miejsc w Bieszczadach. Tak naprawdę Markowski zabiera nas w miejscówki przedeptane tysiące razy. Dotyczy to zwłaszcza pierwszego tomu jego bieszczadzkich opowieści – Dla tych, którzy lubią chodzić własnymi drogami – gdzie odwiedzamy niemal same oblegane miejsca w tych górach: sławne wsie przy bieszczadzkich obwodnicach, najważniejsze szczyty i połoniny, oklepany zalew oraz, co oczywiste, poczytamy trochę o tragicznej historii tych ziem. Nieco bardziej odkrywczo jest w drugim tomie, przybliżającym między innymi życie Harasymowicza i pisanie ikon oraz tropiącym ślady po żydowskich mieszkańcach tych terenów…
Niewielkie rozmiary obu publikacji zakładają skrótowość i lakoniczność przekazu. To teksty skierowane do tych, którzy w bieszczadzką krainę dopiero się zanurzają. Pozostali, znający choćby pobieżnie historię tutejszych terenów i często w te góry przyjeżdżający, niewiele znajdą nowego. Mimo to obie książki warto poznać – dają zwyczajnie dużo czytelniczej przyjemności. Markowski potrafi tworzyć zajmujące fabuły, by posłużyć się jego sformułowaniem, kusi powabem tajemniczej, mitycznej krainy. Niespieszna narracja, meandrująca niczym San i zasilana pobocznymi odnogami, przypomina gawędę snutą przy ognisku, kiedy iskry ulatują w rozgwieżdżone niebo, a proste słowa nabierają mocy. „Bieszczady są bardzo szczodre – pisze – nikomu nie szczędzą wątków, które każdy może opowiedzieć po swojemu”. On sam odkrywa te tereny, szukając tego, co już nie istnieje, tropiąc ślady po dawnych mieszkańcach, uprawiając archeologię krajobrazu. Jego opowieści mają emocjonalny, nostalgiczny ton: są naznaczone smutkiem i zadumą, lecz także zachwytem i wdzięcznością, że wciąż można patrzeć w niebo nad Caryńską i znajdować w tym ukojenie.
Nie tylko człowiek wpływa na krajobraz, lecz także krajobraz w pewien sposób kształtuje ludzi, którzy w nim żyją. Zmierzch, który tyle razy podziwiałem, długo wystając w oknie, musiał budzić w dawnych pasterzach uczucia raczej posępne, bo nadchodząca noc nieuchronnie wydawała ich na łaskę i niełąskę sił, z którymi nie mogli się mierzyć.
Góry, by przywołać piewcę tych terenów Jerzego Harasymowicza, wskazują pierwszy kierunek poznawania tej krainy, podają rytm i rym. Markowski ujmuje to po swojemu: „Bieszczady to nade wszystko góry, ale żadną miarą nie tylko one”.
Inna, wyjątkowo piękna literacko książka o bieszczadzkiej krainie – Adam Robiński Kiczery. Podróż po Bieszczadach