Cykl Polskie Himalaje zrobił na mnie wrażenie. Ciekawie napisane książki, bogato ilustrowane, z wieloma zdjęciami o wartości dokumentalnej, opisują udział Polaków w zdobywaniu Himalajów i Karakorum. Jest co wspominać, polska eksploracja najwyższych gór świata zaczęła się przecież jeszcze przed wybuchem II wojny światowej. Autor przypomina wszystkie najważniejsze polskie wyprawy i osoby, które górom poświęciły swoje życie (często niestety w dosłownym tego słowa znaczeniu). Na kolekcję składa się sześć tomów: Pierwsi zdobywcy, Lodowi wojownicy, Wielkie wspinaczki, Panie w górach, Największe tragedie oraz Leksykon polskiego himalaizmu. Do pierwszych pięciu książek dołączono płyty DVD uzupełniające informacje zawarte w tekstach. Na płytach znalazły się między innymi fragmenty dokumentów nakręconych w najwyższych górach świata oraz wywiady z alpinistami.
Kolekcja wydaje mi się o wiele ciekawsza od tak nagłośnionej Ucieczki na szczyt Bernadette McDonald. Nie ma tu tego naiwnego spojrzenia na peerelowską rzeczywistość, uproszczonych wywodów i banalnych wniosków. Te książki zostały napisane przez Polaka alpinistę dla Polaków interesujących się wspinaczką. To ustawia relację na zupełnie innej płaszczyźnie, powiedziałabym bardziej wyważonej. Zastrzeżenie jakie mam do tego cyklu, to powtarzalność pewnych informacji w różnych tomach. Zdaję sobie jednak sprawę, że trudno było uniknąć tej pułapki – niektóre wyprawy podpadały pod tematykę kilku książek. Czego jednak nie mogę zrozumieć, to złego opracowania tekstu – mnóstwo w nim literówek, nawet błędów ortograficznych, pociętych zdań. Redaktorzy serii mają czego się wstydzić.
Najciekawsze z kolekcji okazały się dla mnie tomy 1 i 2, w których mowa jest o wyprawach, podczas których Polacy dokonali pierwszych wejść na niezdobyte wcześniej szczyty, oraz w których przywołuje się lata siedemdziesiąte XX wieku, kiedy rozpoczęła się era himalaizmu zimowego. Zwłaszcza tom Lodowi wojownicy budzi respekt. Polscy himalaiści swój zimowy podbój gór wysokich zaczęli od siedmiotysięcznika Noszak (7492 m n.p.m.). Jako pierwsi na świecie wspięli się w zimowych miesiącach na tak dużą wysokość. Nikt nie wiedział, jakie warunki tam zastaną, czy w ogóle da się przeżyć. Od tego „najgłupszego pomysłu siedemdziesiątego pierwszego roku" – jak określił tę nieco szaleńczą, heroiczną wyprawę jeden z jej uczestników, himalaista Ryszard Dmoch – rozpoczęła się zimowa dominacja Polaków w najwyższych górach świata. Potem przyszedł czas na wielkie zimowe przejścia ośmiotysięczników – Mount Everestu (8848 m n.p.m.), Manaslu (8156 m), Dhaulagiri (8167 m), Cho Oyu (8201 m), Kangchendzongi (8586 m), Annapurny (8091 m) i Lhotse (8501 m). Tekst kończy się na wyprawie w 2004 roku na Shisha Pangmę (8027 m n.p.m.).
Himalaizm zimowy to, można powiedzieć, polska specjalność, nasi wspinacze są w tej dziedzinie trudni do pokonania. Świadczą o tym także ostatnie osiągnięcia – zdobycia ośmiotysięczników Gasherbrum I (8068 m n.p.m.) w 2012 roku i Broad Peaku (8047 m n.p.m.) w 2013. Ten ostatni został okupiony śmiercią dwóch alpinistów – Tomasza Kowalskiego i Macieja Berbeki. Na DVD dołączonym do Lodowych wojowników Maciej Berbeka wspomina swoje dwie wcześniejsze zimowe wspinaczki, w tym na Broad Peak w 1988 roku, gdy niefortunnie doszedł „jedynie" do przedwierzchołka, myśląc, że to już szczyt. Mówi: „Tak myślę, że nie chciałbym już zimą wracać do tych nocy na wysokości w okolicach ośmiu tysięcy". A jednak wrócił. Czyż mógł tego nie zrobić…