Okrągłe rocznice skłaniają do podsumowań i wzmożonej wydawniczej działalności. W lutym 1980 roku, 40 lat temu, Polacy jako pierwsi zdobyli Everest zimą. Na szczyt weszli Leszek Cichy i Krzysztof Wielicki. Rozpoczęliśmy tym samym erę zimowego podboju najwyższych gór świata. Opowieść o zimowym zdobywaniu Everestu przez Polaków znają zapewne wszyscy interesujący się himalaizmem – mniej lub bardziej obszerne opisy wydarzeń, które rozegrały się wówczas pod dachem świata, można znaleźć w kilku górskich książkach. Teraz na spisanie swoich wspomnień dał się namówić Leszek Cichy. Do jego opowieści Piotr Trybalski dołożył krótki wstęp dotyczący historii zdobywania Everestu oraz zakończenie o tym, jak diametralnej zmianie uległ przez te 40 lat świat gór wysokich.
Zawada straszył huraganami i niską temperaturą. Cały czas powtarzał, że będzie bardzo ciężko. Słuchaliśmy tego, kiwaliśmy głowami, ale nic z tych ostrzeżeń do nas nie docierało. Bo przecież z jakiegoś powodu podjął decyzję i zorganizował tę wyprawę. Czyli szansa musiała istnieć. Byliśmy trochę jak dzieci we mgle.
Książka, pod znamiennym tytułem Gdyby to nie był Everest…, warta jest uwagi z kilku powodów. Leszek Cichy okazuje się w niej znakomitym gawędziarzem. Jego opowieść jest barwna i zajmująca, skrzy się dowcipem i humorem. Mało w niej podniosłości i puszenia się, dużo życiowego wyluzowania. Himalaista sypie zabawnymi anegdotami, ale kiedy trzeba, potrafi zmienić ton na poważny. Ma dar obserwacji, łatwość plastycznego opisu partnerów wspinaczkowych i górskich sytuacji. „Wejście na Everest było wejściem dwóch inżynierów, którzy nieśli na plecach butle z manometrem, w jednej kieszeni mieli wysokościomierz, a w drugiej zegarek” – podsumowywał żartobliwie w jednym z wywiadów swoje i Krzysztofa Wielickiego dokonanie. Dobrze oddaje to styl, w jakim prowadzi swoją opowieść.
Wszyscy czekali na chwilę, gdy do kuchni dorwie się Rysio Dmoch. Był mistrzem w przyrządzaniu smakołyków, potrafił wyczarować coś z niczego. Kiedy krzątał się w kuchni, zazwyczaj otaczał go wianuszek wygłodniałych ludzi, patrzących mu na ręce i czekających, aż skończy i poda jakieś wyszukane danie.
Trzeba też przyznać, że w książce Cichy nie skupia się na sobie, w centrum uwagi stawia zespół, wyprawowy team. Niektórym osobom poświęca kilkanaście zdań, innych czyni niemal najważniejszymi bohaterami opowieści. Na niezwykłą, wielką postać tej wyprawy wyrasta Andrzej „Zyga” Heinrich, o którym zresztą chciałoby się poczytać jeszcze więcej. To piękna cecha wspomnień Cichego – chęć wydobycia z mroku wszystkich uczestników ekspedycji, zaproszenie ich na scenę. On sam wielokrotnie podkreślał, że zależało mu, by książka nie była opisem jego dokonań, ale opowieścią o drużynie, zimowym zdobywaniu, a mówiąc szerzej – o Evereście. I to rzeczywiście się udało. Od wątków biograficznych nie da się jednak uciec w takiej publikacji. Są one o tyle ciekawe, że ukazują, jak podejście Cichego do himalaizmu i gór różniło się od podejścia Wielickiego. Ustawianie egzystencji pod dyktat wypraw u Cichego nie wchodziło w grę, Himalaje były wprawdzie pożądanym, ale wciąż tylko dodatkiem do życia toczącego się w dolinie.
Być może ta opowieść nie wnosi wiele nowego do tego, co już znamy, jeśli chodzi o zdobycie Everestu zimą. Talent narracyjny Cichego sprawia jednak, że czyta się te wspomnienia z dużą przyjemnością. W dodatku Gdyby to nie był Everest… jest książką przemyślaną i dobrze zaprojektowaną. Tekst uzupełniają niepublikowane dotąd fragmenty rozmów z bazy i obozów, które spisano z taśm magnetofonowych, oraz unikatowe zdjęcia. Zamieszczono też kalendarium wyprawy i, co świadczy o pieczołowitości wydania, indeks nazwisk. Jedyny problem, jaki można mieć z tą publikacją, jest taki, że zbyt szybko się kończy.
Komu mało zimowej eksploracji, może sięgnąć po wznowione właśnie Rozmowy o Evereście, Żakowskiego, Cichego i Wielickiego. W najnowszym wydaniu dołożono do książki rozdział, w którym himalaiści powracają we wspomnieniach na szczyt Mount Everestu i mówią o tym, co te 40 lat zmieniło w ich życiowej perspektywie. Więcej o książce – [klik].
Przy okazji świętowania okrągłej rocznicy trzeba też przypomnieć książkę Wojciecha Adamieckiego Zdobyć Everest. Aż dziw, że nie pokuszono się o jej wznowienie. Spisane przez Adamieckiego relacje kilkunastu uczestników zimowej wyprawy na Everest dają niezwykle ciekawy, wielowymiarowy obraz tego, co działo się pod tą górą. Warto przeczytać.
Everest zimą? Zrobili to. „Chociaż – jak pisze Adamiecki – nikt w to nie wierzył”.
Everest... to moje marzenie. Góra, przed która najtwardsza osoba okaże jej szacunek :)