Francuz Gaston Rébuffat (1921–1985) był przewodnikiem górskim, a przy okazji świetnym wspinaczem. Renomę w alpinistycznym świecie przyniosło mu zdobycie jako pierwszemu sześciu najbardziej znanych północnych ścian alpejskich: Grandes Jorasses, Piz Badile, Petit Dru, Matterhornu, Cima Grande di Lavaredo oraz Eigeru. Wytyczył też wiele nowych dróg w masywie Mont Blanc. W 1950 roku uczestniczył w słynnej, dramatycznej wyprawie Maurice’a Herzoga na Annapurnę i choć nie udało mu się zdobyć wierzchołka, w heroiczny sposób przyczynił się do sukcesu ekipy. Podczas swoich alpejskich wypraw zawsze w żakardowym swetrze, często z fajką w zębach, Rébuffat prezentował niezwykle romantyczne podejście do gór i braterstwa podczas wspinaczki. A że miał zacięcie literackie, swoją filozofię życia w górach i przewodnickiej profesji zawarł w książkach. Napisał ich około dwudziestu i przyniosły mu one międzynarodową sławę.
Chyba najbardziej znaną książką Francuza są Gwiazdy i burze opatrzone podtytułem: Sześć północnych ścian alpejskich. Zgodnie z zapowiedzią mamy tu opisy wspinaczek odbytych przez autora na najsłynniejszych alpejskich drogach. Przewrotnie jednak wyczyn i trud nie są w tej książce najważniejsze. Zdobycie wymagających ścian posłużyło Rébuffatowi do podzielenia się z czytelnikiem swoimi przemyśleniami na temat zawodu przewodnika i tego, co góry wyzwalają w człowieku. „Nie tyle cieszyło mnie samo odkrywanie drogi i wspinaczka, ile radość towarzysza i świadomość, że posiadam zawód jeden z najpiękniejszych na świecie” – oto clou książki Rébuffata. Nie tylko zresztą tej. Z podobnym tonem, tyle że o wiele bardziej podniosłym, spotkamy się w Opowieści z Chamonix. Tam zachwytów nad odkrywaniem gór jest tak dużo, a styl pisania tak dziecinny (książka ma formę wywiadu z Rébuffatem, a wywiad ten przeprowadza 14-latek!), że podczas czytania trudno mi było nie wzdychać z rozczarowania.
![]() |
Słynne zdjęcie Rébuffata na Pic de Roc (3407 m n.p.m.) wykonane przez jego przyjaciela fotografa Georges'a Tairraza |

Gwiazdy i burze oraz inna książka wydana w Polsce, Opowieści z Chamonix, są publikacjami niezwykle osobistymi. Obie też – niestety – trącą myszką. Czas nie obszedł się z nimi łaskawie. Zmieniło się postrzeganie alpinizmu i himalaizmu, szerzej wspinaczki, z braterstwem liny, którą tak sławił Francuz, jest w górach coraz gorzej. Wydawałoby się więc, że takie idealistyczne, niemal XIX-wieczne podejście do tematu, powinno nas urzec, a w tych, którzy bez gór nie wyobrażają sobie życia, poruszyć jakąś skrywaną na co dzień nutę. A jednak nie – wynurzenia Rébuffata wydają się jedynie naiwne i marzycielskie. Tyle w tym pisarstwie romantyzmu, kontemplowania przyrody i, czy ja wiem, filozofowania człowieka poczciwego, że staje się to… mało strawne.
Może należałoby przełożyć te książki od nowa, pozbyć się tego nadmiernego hurraoptymizmu, zdań przywodzących na myśl socjalistyczną propagandę, typu: „Przewodnik […] otwiera bramy gór przed swoimi towarzyszami”, by tekst nabrał zupełnie innego wydźwięku? Fragmenty, które udało mi się przeczytać w oryginale, emanowały zachwytem dla gór, ale też wyważeniem i mądrością. Mam wrażenie, że gdzieś zagubiło się to w tłumaczeniu. Szkoda, bo myśl Rébuffata jest we Francji wciąż żywa, wraca się i do jego książek, i do jego filmów, tworzy opracowania na jego temat, pisze biografie. Oznacza to, że nadal jest w tym pisarstwie i w postawie francuskiego przewodnika coś pociągającego.