Wydawnictwo Sklepu Podróżnika wznowiło ostatnio Białą Górę Adama Skoczylasa. Przyznam, że zanim sięgnęłam po tę książkę, wiele o niej słyszałam, i to w samych superlatywach. Wiedziałam, że mogę się spodziewać ciekawej lektury, a mimo to pisarstwo Skoczylasa zdumiało mnie prozatorskim rozmachem. Nieczęsto zdarza się tak dobra górska książka. Iście epicki w charakterze reportaż czyta się niczym wciągającą powieść i wcale nie dziwi, że tekst spotkał się – jak wspomina Janusz Kurczab w przedmowie – „z bardzo dobrym przyjęciem ze strony polskiego środowiska alpinistycznego i krytyków literackich”. Na tle innych tego typu publikacji wyróżnia się nieprzeciętną literackością.
Pragnę snu, lecz sen się ociąga i wciąż widzę białe, puste przestrzenie zryte
szczelinami oraz zerwę, która prędzej czy później wyprowadzi nas na tajemniczą
Przełęcz Północno-Wschodnią. Jej rozległe siodło jest puste, chociaż błądzę po nim
w poszukiwaniu życia. Przejmujące milczenie, martwy wiatr przesypuje
chłodne kryształy śniegu. Nie ma nikogo… Usypiam zasłuchany w łopot namiotu.
[…] Świt przynosi ciszę. Czuby masywu Dhaulagiri żarzą się w słońcu,
wschodzącym gdzieś spoza niewidocznej Annapurny.
Skoczylas opowiada o wyprawie, która w 1960 roku jako pierwsza zdobyła siódmą górę Ziemi – Dhaulagiri (8167 m n.p.m.). Kilka wcześniejszych ekspedycji poniosło na niej klęskę. Ogromny, izolowany masyw, podobnie jak pobliska mu Annapurna, przyciągał niepogodę i zapewniał obfite opady śniegu, stwarzając niezwykle trudne warunki eksploracji. Wyprawa, w której uczestniczył Skoczylas, miała międzynarodowy skład, a jej wyróżnikiem było wykorzystanie do transportu w górach niewielkiego samolotu przystosowanego do lądowania na śniegu. To właśnie owa maszyna, o wdzięcznej nazwie Yeti, rozdawała karty podczas ekspedycji, będąc siłą sprawczą himalaistycznych poczynań i przydzielając uczestnikom niekoniecznie przez nich pożądane zadania do wykonania.
„W górach najłatwiej jest iść w górę”, kiedy wizja zdobycia szczytu napędza emocje i dodaje sił. Wie o tym nie tylko każdy himalaista, ale też zwyczajny wędrowiec, wyruszający na znacznie łatwiejsze trasy. W książce Skoczylasa to powiedzenie nabiera dodatkowego znaczenia – o ileż łatwiej znieść nędzę górskich obozowisk, działając w zespole szturmowym, niż wykonując ciężkie, mało zajmujące i powtarzalne czynności na zapleczu, kiedy o górskiej akcji jedynie się marzy, zazdroszcząc innym drogi na szczyt. Skoczylasowi przypadła w udziale właśnie ta druga, niewdzięczna rola. Paradoksalnie dzięki temu Biała Góra jest tak niepowtarzalna. Opowiada o zwycięstwie zespołu, ale osobistej porażce.
Właśnie tam, w Himalajach, przyszło mi patrzeć na własną słabość, na walenie się mitów,
które każdy tworzy wokół siebie. Te miesiące pozbawiły mnie co prawda niejednego złudzenia,
a jednak mimo to ofiarowały najpiękniejszą i najmądrzejszą przygodę życia.
Kiedy czyta się dużo literatury górskiej, łatwo o znużenie. Większość wspinaczy nie potrafi przelać na papier emocji towarzyszących eksploracji gór wysokich, ich opowieści są bezbarwne, przypominają bardziej sprawozdania niż zajmujące relacje. Tego nie odnajdziemy w pisarstwie Skoczylasa. Jego Biała Góra to kawał dobrej literatury, kipiącej od celnych obserwacji i znakomicie oddanych nastrojów, skrzącej się humorem i dowcipem, ze świetnie zarysowanymi postaciami. To pisanie obrazowe, sugestywne, bardzo wciągające. Skoczylas już w Himalajach spisywał dialogi i zasłyszane opowieści i to naprawdę czuć podczas czytania. Jest w tym pisarstwie niepowtarzalny klimat – połączenie piękna Himalajów z trudem górskiego życia i niezwykłymi ludźmi uczestniczącymi w wyprawie.
Można tylko żałować, że Adam Skoczylas pozostawił tak niewielki dorobek literacki. W 1957 roku podczas pobytu w Alpach uczestniczył w słynnej akcji ratunkowej na północnej ścianie Eigeru, którą opisał w poruszającym opowiadaniu Stefano, przyjdziemy jutro… (zamieszczonym w zbiorze Burza pod Alpami pod redakcją Józefa Nyki, Warszawa 1959). Oprócz Białej Góry wydał zbiór opowiadań górskich Cztery dni słońca oraz wspomnienia z Nepalu Tam, gdzie góry sięgają nieba. Na więcej nie starczyło czasu – zmarł, mając 37 lat, w wyniku nieuleczalnej choroby.
Biała Góra ukazała się w nowej serii Wydawnictwa Sklepu Podróżnika: Z Tatr na szczyty świata – poznaj historie wypraw polskich wspinaczy. Oprócz niej wydano również Wyżej niż kondory Wiktora Ostrowskiego oraz zbiór opowiadań Na tle nieba. Wszystkie trzy książki są prawdziwą ucztą czytelniczą. Mam nadzieję, że za tymi tytułami pójdą kolejne. Inicjatywa odkurzenia nieco zapomnianej polskiej klasyki górskiej wydaje się świetnym pomysłem.
właśnie zastanawiałam się, czy kupić. Już wiem: kupię ;-)
Liv
to będą dobrze zainwestowane pieniądze :D