Znajdź książkę

Recenzje

Jan Alfred Szczepański. Przygody ze skałą, dziewczyną i śmiercią
Przygody ze skałą, dziewczyną i śmiercią
Jan Alfred Szczepański
[Wydawnictwo Sport i Turystyka, Warszawa 1956, stron 372]

Przyciągnął mnie tytuł. Zapowiadał nostalgię sączącą się ze zdań i słowa dotrzymał. Nie mogło być inaczej, to przecież wspomnienia taternika, który wytyczył ponad 100 nowych dróg wspinaczkowych, który zakochał się w Jadwidze Honowskiej, pokazał jej piękno skały i sportowych zmagań, a potem opłakiwał taternicką śmierć, który stracił w górach wielu przyjaciół i który z trudnością musiał w końcu zaakceptować własną starość i wiek klęski… Dla powojennych wspinaczy Przygody były książką ważną, odnajdywali w niej własne przemyślenia, romantyczne uniesienia, dyskutowane problemy, bite rekordy. Dziś urok opowieści nieco przywiądł, ale nadal jest w tej książce coś – język? Proustowska magdalenka? – co broni ją przed zapomnieniem.

Jutro? Czymże jest jutro, niespełnione wczoraj? […]  Pamiętasz cichy dzień wśród ciszy, gdy już od życia nie żądaliśmy nic – szczęśliwi? Mijały godziny wśród zmian chmur, nie mijał czas Tatr i nasz.

Szczepański utkał swoją opowieść z melancholii, tego łagodnego smutku i nieco gorzkiej zadumy, które po przekroczeniu smugi cienia tak chętnie chwytają za serce. Przyprawił je szczyptą buńczuczności, przechwałek i ideologicznych wtrętów. Jego pisarstwo jest liryczne, emocjonalne, fragmentami trudne w odbiorze, bo zdobne w piętrzące się przymiotniki i udziwnioną grę słów. Szkoda tylko tego socjalistycznego zadęcia, które tu i ówdzie daje o sobie znać i irytuje jako zupełnie niepotrzebne (Jaszcz, jak zwano Szczepańskiego, był znany ze służebności wobec PZPR i jej ideologii). To ono powoduje, że Przygody tylko czasami ocierają się o prawdziwie dobrą literaturę (najbardziej nudny rozdział opowiada o Mieczysławie Szczuce, który w oczach Szczepańskiego był nie tyle świetnym taternikiem, ile wybitnym artystą komunistą). Zmęczyć mogą też drobiazgowe opisy przejść kolejnych dróg. Autor opisuje ich dużo, dla współczesnego czytelnika może za dużo, skoro obecnie większość z nich ma wartość już tylko historyczną. Przyznawał to zresztą sam Szczepański, konkludując pod koniec książki:

Były to dla nas w latach 1926–1928 wspaniałe przejścia, pełne emocji […]. A dziś te dawne drogi to niemal corso (jak by powiedział Chmielowski), a rekordowe taternickie cele biegną środkiem ściany, gdzie najbardziej niedostępne zerwy, gdzie nie widzieliśmy jeszcze możliwości dróg. Nigdy wyraźniej nie czuję się stary.

Ale najważniejsza część książki, jej urok, to po prostu opis zadurzenia w górach. Tęsknota za tym, co już nie wróci, zachwyt nad naturą i wiekiem głupoty, czyli młodością… Chwile przeżyte w odurzeniu, w idealistycznym spojrzeniu na siebie i świat, w fanfaronizowaniu, szczeniackim bohaterstwie. Zadowolenie, wręcz rozkosz, płynące z pokonywania trudności i niebezpieczeństw na górskich ścianach, poczucie własnej siły, wyjątkowości, negacja szarej codzienności… Ta piękna, romantyczna epoka skończyła się późnym latem 1939 roku. Po wojnie nic już nie było takie samo – ani autor, ani turystyka, ani wspinaczka. Tylko góry wciąż tkwiły na swoim miejscu. I ciągle do siebie przyzywały.

Piękne są Tatry, piękna młodość, piękna chwila. I ty jesteś piękna, ty […]. Wkładam puszkę z biletami z powrotem między głazy wierzchołka. Już tyle lat minęło… Czas iść dalej… Droga jeszcze długa, w ciemnej niepochwytnej mgle.

Dla takiej narracji nadal warto po tę książkę sięgać.

ikonka gór - przerywnik tekstu

I jeszcze kilka słów o samym autorze. Jan Alfred Szczepański (1902–1991) zaczął uprawiać taternictwo (tak na poważnie :), mając dwadzieścia lat. Wraz ze swoim bratem Alfredem i kilkoma innymi wspinaczami założył nieformalną grupę Syfony, która zasłynęła z zimowych, nadzwyczaj trudnych jak na owe czasy, nowych przejść w Tatrach. Niemal od samego początku swojej drogi wspinaczkowej pisywał na tematy związane z taternictwem i alpinizmem, a także turystyką i krajoznawstwem, zarówno do czasopism fachowych („Tatry”, „Wierchy”), jak i prasy codziennej. Był znany ze swoich lewackich (czy wręcz komunistycznych) przekonań, zaraz po wojnie został członkiem Polskiej Partii Robotniczej (PPR, później PZPR), pracował w „Trybunie Ludu” (dla młodych czytelników: gazecie całkowicie podporządkowanej rządzącej partii, jej tuby propagandowej) w dziale kulturalnym. Ponoć był człowiekiem służalczym wobec władzy i z tego powodu nie cieszył się, jak to się wtedy mówiło, sympatią kolegów i koleżanek. Ale jego książki czytano.

A tak zupełnie na zakończenie: Jaszcz był synem Ludwika Szczepańskiego, poety i prozaika, autora niegdyś bardzo znanego wiersza Żegluga.

 

Wśród oceanu czarnej kawyPłynę do wyspy ukojenia
Clown, pełen nudy i marzeniaSter dzierżę ciężki śmiesznej nawy
Wiatr wrzący dmie w mój żagiel krwawyLin-nerwów groźnie brzmią skrzypienia
Wśród oceanu czarnej kawyPłynę do wyspy ukojenia.
W dali majaczy rozświt rdzawy
I dziwnych rytmów płyną pienia...
Upadam mdlejąc ze znużenia
Wśród oceanu czarnej kawy.

ikonka gór - przerywnik tekstu

Zobacz LISTĘ wszystkich zrecenzowanych na blogu książek tutaj – [klik].

Zobacz OKŁADKI wszystkich zrecenzowanych na blogu książek tutaj – [klik].

3 comments

  • Nostalgiczna, ciekawa recenzja.
    Podczytuję bloga, a teraz czas przeczytać książkę.

    Pozdrawiam,
    Justyna

    Edited on czwartek, 03 kwiecień 2025 22:30 by Super User.
    • panta rhei, więc czasem trudno obronić się przed nostalgią. Zwłaszcza przy tak nastrojowym pisaniu.

      Edited on poniedziałek, 31 marzec 2025 21:36 by Super User.

góry lektury logo490
© 2025 baturo.pl

Inne strony