Odeszła ponad 25 lat temu, ale wciąż fascynuje, przyciąga, inspiruje. Powstają o niej wiersze, dokumenty, sztuki teatralne, a ostatnio w odstępie kilkunastu miesięcy pojawiły się dwie książki przybliżające ją i jej życie. Biografie diametralnie różne pod względem literackiej ekspresji i postrzegania samej Wandy. Zapraszam na recenzje.

Gdyby Ewa Matuszewska, pisarka i przyjaciółka Wandy Rutkiewicz, dożyła premiery tej książki, musiałaby jej przyklasnąć. Wreszcie „najbardziej znana polska himalaistka” doczekała się biografii wyjątkowej, skrojonej na miarę jej osiągnięć i złożonego charakteru. Biografii subtelnej, rozgrywanej w półtonach i niedopowiedzeniach. Prywatność Wandy przenika się tu z medialnym kreowaniem, życie na dole z górskimi wyprawami, przeżycia i uczucia — z tym, co uzewnętrznia się w kontaktach z innymi. W oczach Sieradzińskiej Rutkiewicz nie poddaje się schematom i łatwym ocenom, jest nieuchwytna, utkana ze sprzecznych poglądów, idei, pragnień. Pewna siebie i zagubiona, nadambitna, ale też niezwykle empatyczna, pedantyczna i bałaganiara, towarzyska pustelnica, silna, a jakże krucha. Parafrazując słowa znanej niegdyś piosenki: naprawdę jaka była nie wie nikt. Być może nie wiedziała tego nawet sama Wanda. Elżbieta Sieradzińska zawiesza osądy, skłania do innego spojrzenia, do bycia uważnym, wrażliwym na drobiazgi.
Patrzą w niebo wysokie, czyste. Reinhold Messner jest już uznaną gwiazdą alpinizmu; dziewczyna, która siedzi obok — jeszcze nie. Rozmawiają. O pewnych rzeczach mówi się łatwiej z oczami utkwionymi w nocnym niebie, zwłaszcza jeśli jest się introwertykiem, który w ogóle o sobie mówi rzadko. W mroku nie widać wyrazu twarzy, błysku oczu, zaciśniętych ust.
Nie ma dobrej biografii Wandy bez przytłaczającej obecności gór. Była w nich zanurzona, stanowiły jej punkt odniesienia, im podporządkowała wszystko. W wielu rozmowach i wywiadach podkreślała znaczenie gór w swojej codzienności, powtarzała: „tam czuję się jak w domu, tam jestem szczęśliwa”. Przebieg jej życia jakby to potwierdza. Jakby, bo miała przecież sporo chwil zwątpienia, kiedy to, co osiągnęła w himalaizmie, poddawała może nie negacji, ale zawieszeniu, kiedy pojawiały się myśli o rodzinie, dziecku, zwykłym życiu, „byciu jak inni”. Na pewno to, co działo się w jej głowie, rzutowało na górskie wyzwania oraz osiągnięcia. I vice versa. Te powiązania nizin z górami, psychiki z fizycznością, upływającego czasu z coraz większym osamotnieniem mocno, bardzo mocno wybrzmiewają w książce.
Wanda, a jak twoje życie prywatne? Masz na nie czas? Pytanie Andrzeja Zawady jest raczej retoryczne, a odpowiedź prosta: jej życie prywatne to góry. […]
Nie ma nikogo i nic: mężczyzny, domu, dzieci, innej pasji, innego celu, zawodu, innych marzeń, a zwłaszcza planu B na życie po górach lub życie bez gór. […] Bez przerwy otoczona ludźmi, rozpoznawalna na każdym kroku, po wejściu do mieszkania zostaje sama. Ma tylko matkę i góry.
Zdobne w przymiotniki i porównania, chciałoby się powiedzieć nieco barokowe pisarstwo Sieradzińskiej zmusza do skupienia i powolności podczas lektury, smakowania słów, odczytywania gestów. Już przytoczone cytaty wystarczą, by zorientować się, że książce daleko do tak obecnie popularnych reportaży biograficznych. Sposób prowadzenia narracji — nie do końca linearny, z nawrotami akcji, przetykany okołogórskimi rozważaniami — przypomina bardziej powieść biograficzną, w tym wypadku pozbawianą dialogów. Elżbieta Sieradzińska trzyma się jednak faktów, tyle że przemienia je w tekst literacki. Piękną prozę o życiu. Nie upraszcza języka w imię dobitności przekazu, nie umizguje się do czytelnika, jej książka jest frapująca, wielowymiarowa, wymagająca. Tak jak Wanda. Jeśli szukać na siłę niedostatków tej biografii, można wskazać na zdarzające się tu i ówdzie mało czytelne skróty myślowe i literówki oraz kilka przeinaczeń faktograficznych. Zaburzają świetny odbiór książki, zwłaszcza pod koniec; być może nie starczyło czasu na dobrą redakcję i korektę. Łatwo to jednak wybaczyć — książka swoim rozmachem, językowym bogactwem robi wrażenie.
W środku w jakimś sensie samotna była chyba zawsze. Nie było tego widać ot tak, na co dzień. Samotność ukryta gdzieś głęboko wychodziła znienacka, gwałtownie i z hukiem […]. Całej jej karierze towarzyszyły nierozłącznie sukces i gorycz. Sukcesy w ścianie i gorycz w relacjach międzyludzkich, samotność, odrzucenie, krytyka, a na końcu zarzut wspinaczkowego oszustwa.
Nostalgiczna, nastrojowa, refleksyjna — Wanda Rutkiewicz. Jeszcze tylko jeden szczyt to książka dla tych, którzy potrafią docenić sugestywność niuansów. Autorka wykonała olbrzymią pracę, jeśli chodzi o zebrane materiały. Przeprowadziła dziesiątki rozmów z alpinistami, sięgnęła do wielu nieznanych źródeł, choćby zachowanych wspomnień matki himalaistki Marii Błaszkiewicz. Ale zrobiła też coś więcej: nie wpasowała życia Wandy w obcisły gorset suchych faktów. Utkała biografię z niedomówień, zaprzeczeń, rozpisała na wiele głosów. Każde zdarzenie, każdą wypowiedź da się tu odczytać na kilka sposobów. Który jest właściwy? Każdy? A może żaden? Elżbieta Sieradzińska niczego nie przesądza. Czasami podsuwa własne tropy, czasem podążą za poglądami innych. Ze wspomnień tych, którzy znali Rutkiewicz, z wypowiedzi samej himalaistki próbuje złożyć obraz życia. Drąży, stawia pytania, ale przede wszystkim pragnie zrozumieć wybory i postępowanie chłodnej na zewnątrz, a wewnątrz buzującej od emocji Wandy. Tej Wandy…
Alpinizm to smakowanie życia na krawędzi, sport najwyższego ryzyka. Sport? A może religia, filozofia, narkotyk, choroba?
W swojej książce Na jednej linie Wanda Rutkiewicz przytacza wiersz, który znalazła w podręczniku do nauki angielskiego Leona Szkutnika. Zapadł jej w pamięć, bo dobrze określał to, co czuła. Cytuje go również Elżbieta Sieradzińska, a potem dodaje krótki komentarz, częściowo posiłkując się słowami innego wielkiego admiratora gór. Chyba nie może być lepszego podsumowania tej wysublimowanej i bolesnej biografii Wandy Rutkiewicz.
Próbowałam | nie udawało się | wiele razy | wodziło na pokuszenie | poddaj się | mogłam znaleźć wykręt | choćby zwolnienie lekarskie | „niezdolna do walki” | nie zrobiłam nic | walczę aż do gorzkiego końca | przeciwko nim | przeciwko tobie | przeciwko sobie samej | i wygram | ponieważ nie mam | innego wyjścia
Wygrała?
„Góry milczą — mawiał ksiądz Tischner — a wszystko, co milczy, nadaje się do do przechowywania ludzkich tajemnic”.
Zobacz zbiorczą recenzję o książkach poświęconych Wandzie Rutkiewicz [klik].

W książce Anny Kamińskiej dominuje prostota — reporterski, niewyszukany styl pisania i takaż w gruncie rzeczy uproszczona w odbiorze Wanda Rutkiewicz. Widziana przede wszystkim przez pryzmat mężczyzn i ich oczami — zredukowana najpierw do nadambitnej pięknej dziewczyny, potem do kobiety, której główną zaletę stanowiła atrakcyjność wizualna. Anna Kamińska oparła swoją opowieść na wypowiedziach osób, głównie panów, lepiej lub gorzej znających himalaistkę, niewiele dodając do tej narracji od siebie. Nie komentuje, nie naciska, nie zadaje pytań, po prostu zamieszcza wspomnienia innych. Dostajemy mnóstwo powtarzanych jak mantra słów o tym, że Wanda pociągała fizycznością, odpychała charakterem, że była trudna, że miała dwie osobowości, że nie potrafiła ułożyć sobie życia. No i, że była nieszczęśliwa. W tych utartych formułkach przewijają się czasem opinie przyjaciółek i wyprawowych koleżanek, bardziej pogłębione i złożone. Ale to za mało, by wyłonił się z tego zniuansowany portret Wandy. Pełnokrwista biografia wymaga nie tylko podtykania faktów i cytowania wypowiedzi osób znających bohatera. Trzeba do tego zbudować całe uniwersum — a tego niestety tu zabrakło.
Jeśli igram ze śmiercią, widocznie tego potrzebuję. Kocham przygodę i ryzyko, one są częścią mojego życia.
Jak na biografię światowej sławy himalaistki Anna Kamińska nietypowo też rozłożyła akcenty i z tego powodu trudno potraktować jej książkę jako wyczerpującą historię Wandy Rutkiewicz. Autorka dużo miejsca poświęciła kresowemu dzieciństwu Wandy, tragicznym wydarzeniom, które naznaczyły jej młodość, damsko-męskim sprawom, a na koniec zaginięciu na Kanczendzondze, znacznie mniej uwagi skupiając na wyprawowym życiu i górskich doświadczeniach. Góry w tej opowieści oczywiście są, ale w wymiarze minimalistycznym. Trudno oprzeć się wrażeniu, że są to proporcje zupełnie odwrotne niż w codziennym życiu Rutkiewicz. Czy sprawy sercowe Wandy były na tyle wyjątkowe, że warte są dokładniejszego roztrząsania, to rzecz dyskusyjna. Nie ulega natomiast wątpliwości, że wyjątkowe były jej dokonania w górach, do których predysponowały ją określone cechy charakteru. I o tych cechach jako czytelniczka chciałabym się czegoś więcej dowiedzieć.
Wiele opowieści powtarza się w obu książkach o Wandzie. To naturalne: autorki rozmawiały z tymi samymi osobami, miały dostęp do tych samych źródeł. Elżbieta Sieradzińska wykorzystała więcej dokumentów pisanych — dzieł francusko- i niemieckojęzycznych alpinistów, wspomnień Marii Błaszkiewicz. Postawiła też w swojej opowieści na góry, Kamińska natomiast — na damsko-męskie uwikłania. Obie książki w pewien sposób się uzupełniają, choć bez wątpienia bliżej Wandy znalazła się Elżbieta Sieradzińska. Jej książka wymaga od czytelnika większego zaangażowania, otwarcia na niejednoznaczność, skupienia, co dla wielu może się okazać wadą. Mainstreamowe, reporterskie, proste pisarstwo Kamińskiej o wiele łatwiej trafia pod strzechy (Wanda. Opowieść o sile życia i śmierci przez długie miesiące znajdowała się na listach bestselerów). Jej Wandę pochłania się szybko (za szybko) — w drodze do pracy, jako przerywnik w zabieganej codzienności, bez większej refleksji. Książki Sieradzińskiej nie da się tak czytać, to lektura uwierająca, o większym ciężarze emocjonalnym, wymagająca ciszy i samotności.
Kilka słów o książkach Wandy Rutkiewicz napisanych wraz z Ewą Matuszewską oraz wywiadzie-rzece przeprowadzonym przez Barbarę Rusowicz znajdziecie tu — [klik].
muszę przyznać, że recenzja świetna. Książkę Sieradzinskiej kupię, mam nadzieję, że będzie lepsza od książki Anny Kamińskiej, która niestety okazała się rozczarowująca.
Pozdrawiam, Gosia
będzie/jest o niebo lepsza
Biografię Wandy czytałam tą napisaną przez Anię Kamińską i ten prosty styl zapadł mi w pamięć i trafił do serducha. Samą autorkę poznałam nawet na Targach Książki w Warszawie, natomiast tej pierwszej jeszcze nie czytałam, ale mam w planach, bo zgarnęłam egzemplarz również na Targach, tylko w Krakowie, też podpisany :).
prosty styl pisania Ani Kamińskiej w innych jej książkach aż tak bardzo mi nie przeszkadzał. Mój główny zarzut do biografii Wandy pióra Anny Kamińskiej dotyczy spłycenia charakteru Wandy, pokazania jej przede wszystkim przez pryzmat nieszczęśliwego życia uczuciowego. Moim zdaniem, Rutkiewicz całkowicie świadomie wybrała góry, mogła żyć bez mężczyzny u boku, bez gór - wydaje się, że nie. A u Anny Kamińskiej jest na odwrót - jakby góry były aktem rozpaczy.
Co do Elżbiety Sieradzińskiej - podoba mi się jej styl pisania: nieco poetycki, niejednoznaczny, tak jak niejednoznaczne są zachowania ludzi. Przez to jej książka wymaga skupienia, nie jest dla wszystkich. Dla mnie to wielki plus tego pisarstwa.
dodam, że Elżbieta Sieradzińska kilkanaście lat temu przez rok prowadziła rozmowy z matką Wandy, Marią Błaszkiewicz - w planach było wydanie jej wspomnień o córce. Część tych zapisków znalazła się w książce Sieradzińskiej.
i jeszcze mój komentarz do zarzutów Krystyny Palmowskiej, że książka została napisana przez laika i roi się w niej od błędów merytorycznych. Dla zwykłego czytelnika, przeciętnego Kowalskiego, te tak strasznie wyśmiewane karabińczyki, punkty hakowe, bariery seraka nie mają najmniejszego znaczenia; takimi rzeczami podnieca się tylko górskie środowisko. W tego typu książce, tak uważam, ważniejsze jest oddanie złożoności bohatera, i to Sieradzińskiej świetnie się udaje. Czy lepiej, żeby Polacy pamiętali Wandę jako nadambitną kobietę, której życie nie było spełnione bo nie miała męża i dzieci, czy jako nadambitnego człowieka, który nie bał się wyzwań w życiu i walczył o swoje? A tak w skrócie można oddać różnice w ukazaniu Rutkiewicz w dwóch omawianych tu książkach. Palmowska stawia natomiast inne ciekawe pytanie: czy laik, nie rozumiejąc, co się tak naprawdę dzieje w górach, można właściwie interpretować działania bohaterów opisywanych wydarzeń?. To jest temat ne dyskusję.