Kto nie słyszał o kultowym Miejscu przy stole Wilczkowskiego? Każdy, kto interesuje się taternictwem i wspinaczką, natknął się zapewne na entuzjastyczne recenzje tej książki. Wydana wiele lat temu, osiąga na Allegro zawrotne ceny, jak na publikację współczesnego polskiego autora. Czekając na jej wznowienie, warto sięgnąć po przypomniane ostatnio Śniegi pokutujące, czyli wspomnienia Wilczkowskiego z polskiej wyprawy w Hindukusz w 1963 roku.
Śniegi to książka atypowa jak na literaturę górską. Gdyby relacjonowała jedynie przebieg ekspedycji oraz jej osiągnięcia, byłaby podobna do setek innych publikacji. Zapewne też dawno by o niej zapomniano, wydarzenia, o których opowiada, to przecież już odległa przeszłość, a sama wyprawa nie była ani przełomowa, ani nie zapisała się wielkimi osiągnięciami wspinaczkowymi. Ale Wilczkowski to pisarz z krwi i kości. Nie interesują go same góry, lecz człowiek, który się w nich znalazł i który mierzy się z własnymi słabościami. Drobiazgowy opis biegu wydarzeń służy mu więc do przedstawienia swoich myśli i odczuć. Koncentruje się na panujących w bazie stosunkach oraz na własnych nastrojach i rozterkach jako lidera. A tych rozterek i wątpliwości w trakcie trwania wyprawy pojawiło się sporo.
Dwie rzeczy mogą zachęcić czytelnika do sięgnięcia po tę książkę. Po pierwsze – jest to bodaj pierwsza większa pozycja dotycząca polskiej eksploracji Hindukuszu w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, po drugie – autor popełnił w niej swoiste autodafe, opisując stosunki międzyludzkie na wyprawie. Gatunek homo sapiens zmienia swoją psychikę znacznie wolniej niż otoczenie wokół siebie. Zresztą przymiotnik – sapiens – w ogóle do niego nie pasuje. On się powinien nazywać – homo emocionalis, a może emotionalis. Wobec buzujących uczuć rozum jest bezradny.
Kierowanie grupą indywidualistów nie należy do spraw łatwych, ani tym bardziej przyjemnych. Wilczkowski był na tej ekspedycji kierownikiem, a zespół, który sobie dobrał, nie ułatwiał mu liderowania. W trudnych warunkach łatwo o konflikty, urazy i waśnie urastają do absurdalnych rozmiarów. Nieraz trzeba podejmować decyzje, które nie budzą entuzjazmu zespołu. Wilczkowski jako lider poradził sobie kiepsko, ale jako pisarz – znakomicie. Swoje odczucia, wewnętrzną walkę, opisał w sposób arcyciekawy. Śniegi po tylu latach od napisania wciąż świetnie się czyta. To kawał dobrej literatury.
Tytuł, który nieodparcie kojarzy się z pokutą, świetnie oddaje klimat książki. Ale, jak wyjaśnia autor, nie ma nic wspólnego z nastrojami panującymi podczas wyprawy. Ta nazwa chodziła za Wilczkowskim od dłuższego czasu, jeszcze zanim wyruszył w Hindukusz i opisał swoją kierowniczą karierę. Śniegi pokutujące, inaczej penitenty, to specyficzne formacje lodowe – smukłe, ostrosłupowe formy występujące najczęściej na lodowcach gór wysokich strefy zwrotnikowej i gorącej. Wyglądają naprawdę niesamowicie, kiedy tak tworzą szpiczaste szeregi (czasem nazywa się je mnichami). Słabo, ale zawsze, widać je na okładce.