Jego dzieciństwo naznacza niedopasowanie: w szkole nie nadąża, wiedza nie wchodzi mu do głowy, matematyka to czarna magia. Kilkanaście wiosen na karku, a ledwie czyta i pisze. Lekarze nazywają to dysleksją. Świetnie radzi sobie w jednym: sporcie. Kiedy ma piętnaście lat, szkolny instruktor zabiera go w skały. Pierwszy raz daje przyjemność, ale nie ekscytację. Tę przeżywa później, gdy zaczyna wstawiać się w trudne linie. Doznanie jest niczym objawienie — wie już, co chce robić w życiu. Pokonuje kolejne etapy wspinaczkowego wtajemniczenia i idzie dalej: wyznacza ekstremalnie trudne drogi, dokonuje przełomowych przejść, staje się jednym z pionierów boulderingu, asem skały.
To niesamowite uczucie — wspinać się w zupełnej samotności, z wszechogarniającym poczuciem nieograniczonej przestrzeni i wolności; z myślami skupionymi tylko i wyłącznie na wspinaczce. Zarówno poczucie zagrożenia, jak i potrzebę bezpieczeństwa zostawiłem gdzieś daleko na dole, pod sobą. Tuż przed końcem drogi zwieszam się na dwóch dobrych chwytach i spoglądam w pustkę pod stopami, a potem na drogę gdzieś w oddali i pozwalam sobie to wszystko chłonąć. Ach, co za miejsce!
Dyslektyk okazuje się piekielnie ambitny, lubi rywalizować. Swoje życie podporządkowuje „robieniu cyfry, wygrywaniu zawodów, pracy nad sobą, podnoszeniu poprzeczki i łamaniu zasad grawitacji”. Przez dwie dekady należy do światowej czołówki wspinaczkowej. Swoimi przejściami wytycza historię tej dyscypliny. Żyje blisko ścian, pośród zakręconej bandy podobnych zapaleńców; zawsze gotów do walki z własnymi słabościami, kontuzjami, rywalami. Poznaje wszystkich wielkich wspinaczkowej społeczności, jest we wszystkich trudnych skałach, uczestniczy w złotej erze wspinania sportowego. Z zamiarem spisania swojej historii nosi się kilka lat. W jego głowie kłębi się mnóstwo historii, barwnych epizodów „o podróżach stopem, kimaniu gdzie popadnie, przewspinaniu ogromu dróg”. Nie chce jednak tworzyć tylko dla najbliższych kompanów. Mierzy wyżej. Inaczej nie umie.
Na jednym z [rodzinnych] spotkań przyjaciel taty zapytał mnie, co najbardziej chciałbym osiągnąć we wspinaniu. […] Sądził, że odpowiem: Everest.
— Chcę przejść klasycznie pierwszy wyciąg drogi Little Plum.
[…] Będąc wspinaczem skalnym, ciężko wytłumaczyć cokolwiek tym, którzy nie znają tej dyscypliny, a przywykli do słuchania o szczytach, widokach i adrenalinie. Trudnością na tej drodze był pojedynczy strzał do palczastego mikrochwytu. Jak przybliżyć to komuś, kto oczekiwał opowieści o wędrowaniu po zboczach Everestu tysiące metrów nad ziemią w przeraźliwym zimnie?
Czy więc się udało? Czy ta opowieść o życiu skalnego szczura, jak nazywa sam siebie Moffatt, może zainteresować kogoś spoza kręgu wspinaczkowych freaków? Może, bo Revelations to przemyślana i świetnie napisana książka. Obdarzony ironiczno-prześmiewczym spojrzeniem, Moffatt nie boi się szczerości w stosunku do samego siebie. Potrafi zachować dystans do własnych osiągnięć, powiązać je z dokonaniami wcześniejszych pokoleń. Nie stroni od wspinaczkowego żargonu, ale nigdy nie jest hermetyczny. W lekki i humorystyczny sposób zaznajamia z przestrzałami, mantlą, giełganiem, fleszowaniem, łansajtami oraz… swoim życiem, w dużym stopniu, przynajmniej początkowo, zredukowanym do pomieszkiwania pod skałami i ciągłym wspinie, wspinie, wspinie… Niezwykłe jest to, że ani przez sekundę nie czujemy się tym znużeni czy znudzeni. Moffattowi udaje się nawet coś więcej: podczas czytania niemal namacalnie czujemy piękno kluczowych ruchów w ścianie, przeżywamy tę świadomość chwili, kiedy robi się rzecz na granicy własnych możliwości z absolutną pewnością, że się powiedzie. Wchodzimy w skórę wspinacza.
Był taki jeden szczególny problem […]. Wymagał korzystania z okropnej, kaleczącej palce dziurki na dwa palce, po to, by przy jej pomocy wykonać skok do oddalonego o kilometry płaskiego chwytu. […] Któregoś razu spróbowałem i strzeliłem do obłaka. Złapałem go. Jednak pęd wyrzucił moje ciało do tyłu i zakołysałem się w dzikim, niekontrolowanym swingu. Starałem się ze wszystkich sił utrzymać rękę na chwycie. […] Czułem, jakby czas stanął. W powietrzu niemal zawisło pytanie: utrzymam chwyt, czy nie? Dokładnie w tym momencie usłyszałem głos jakiegoś zaskoczonego turysty:
— Och, on wygląda zupełnie jak małpa!
Revelations ma jeszcze jedną mocną stronę. Życiowe doświadczenie jest dla Moffatta pretekstem do zaznajomienia nas z historią światowego wspinania. Zabawne anegdoty o wspinaczkowych sławach idą w parze z przemyśleniami dotyczącymi rozwoju wspinaczki jako dyscypliny sportowej, z opisem postępu technicznego, rolą treningu fizycznego i mentalnego. Jest w tej książce luz, ale i ogrom różnorodnych doznań (nie tylko tych pozytywnych), jest kontrkulturowa atmosfera zgrywy, lecz również profesjonalizm sportowy i wiedza praktyczna. Jest radość z przebywania w skale, determinacja w działaniu i refleksja nad tym, co niesie ze sobą życie podporządkowane pasji, a właściwie obsesji.
Wspinanie może być naprawdę niebezpieczne i koniec końców, człowiek musi przemyśleć, jak wiele ryzykuje […]. Byłem świadomy, jak cenne jest życie. Znałem ryzyko. W tym tkwi sedno wspinania.
Revelations ma dwóch autorów. Jerry Moffatt jest mistrzem skały, wciąż jednak niezbyt dobrze czuje się w przelewaniu myśli na papier. Z tym ostatnim świetnie radzi sobie natomiast Niall Grimes, popularny na Wyspach Brytyjskich dziennikarz sportowy, a przy okazji niezły wspinacz. Razem stworzyli zgrany duet, obdarzony zarówno siłą, jak i poczuciem humoru. Na wysokości zadania stanął również polski wydawca — dobre tłumaczenie Anny Gołębiowskiej dopełnia znakomita redakcja merytoryczna Karoliny Ośki.
Sięgnijcie po Revelations. To niezwykle udana książka!
Na festiwalu w Lądku-Zdroju Revelations otrzymało nagrodę Książka Górska Roku 2018 w kategorii Literatura wspinaczkowa. W Lądku Jerry’ego Moffatta wprawdzie nie było, przyjedzie jednak — i to doskonała wiadomość — na Krakowski Festiwal Górski. Druga dobra wiadomość dotyczy wydawniczych zapowiedzi: jesienią 2019 roku w naszych księgarniach pojawi się autobiografia innego doskonałego wspinacza — Tommy’ego Caldwella. Za polski przekład The Push („Presja”) odpowiada, podobnie jak za Revelations, wydawnictwo Stapis. Możemy spodziewać się kolejnej interesującej książki w tłumaczeniu Anny Gołębiowskiej i z redakcją merytoryczną Karoliny Ośki.
hej, świetna recka. Książka mi umknęła, a zapowiada się rewelacyjnie.
Pozdrawiam, Paweł
o tak, warto przeczytać. Inspirująca lektura :-)
banalnie można powiedzieć, że okładka wybornie określa to, co znajdziemy wewnątrz
nie wspinam się, ale Revelations przeczytałam błyskawicznie. Bardzo fajna książka.
Blog super, pisz częściej :-)
Pati
ja właściwie też się nie wspinam, a Revelations wciągnęło mnie po uszy :-)
dzięki za miłe słowa