Znajdź książkę

Recenzje

Mount Everest nie schodzi ostatnio z afiszy, a wydawnictwa wykorzystują szansę i proponują nam lektury dotyczące zmagań z tą górą. Szkoda tylko, że wszystkie wydawane u nas książki to „dramatyczne opisy wstrząsających wydarzeń najtragiczniejszych wypraw”. Jakby niczego innego w temacie Everestu nie dało się już powiedzieć ani, co ważniejsze, sprzedać. Poniżej krótki przegląd księgarnianych nowości, które nowościami tak naprawdę nie są – za wielką wodą książki te miały premierę lata temu, do Polski niektóre trafiły dopiero teraz wraz z kinowym przebojem, inne to wznowienia wywołane everestową gorączką.

Reporter beletrysta przekazuje z wszechaspektowego faktu jeden – swój – aspekt. Chcąc nie chcąc destyluje fakt, preparuje. I ostatecznie utwór jest zapisem świadomości jego. Autora.
[Edward Redliński]

Jon Krakauer. Wszystko za Everest
Wszystko za Everest
Jon Krakauer
[Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2015, przekład Krystyna Palmowska, stron 344;
wcześniejsze wydanie: Mayfly, Warszawa 2009, przekład Dorota Konowrocka, stron 294]

To chyba najbardziej znana książka dotycząca Everestu. Od lat utrzymuje się na listach bestselerów literatury podróżniczej, swego czasu była nominowana do Nagrody Pulitzera, przetłumaczono ją na ponad 20 języków. Jej autor – Jon Krakauer – w zawrotnym tempie przeszedł drogę od zwykłego dziennikarza do bestselerowego reportażysty i medialnego eksperta od wspinaczki wysokogórskiej. Amerykańska Akademia Sztuk Pięknych i Literatury przyznała książce swoje wyróżnienie, uzasadniając, że pisarstwo Krakauera „łączy wytrwałość i odwagę najlepszych tradycji dziennikarstwa śledczego ze stylową subtelnością i głębokim wglądem w tematykę”. Dziś, gdy temat tragicznego sezonu 1996 roku pod najwyższą górą świata przewałkowano na tysiące sposobów, opinia Akademii, zwłaszcza dotycząca obiektywizmu autora (a tym, jak wiadomo, powinien się wykazać dziennikarz śledczy :-), wydaje się nieco na wyrost.

W założeniu miał to być gazetowy reportaż. W Ameryce właśnie zaczynała się era komercjalizacji wspinania – mając odpowiednio dużo pieniędzy można było „wykupić sobie wycieczkę” na najwyższą górę świata. Amerykański poczytny magazyn „Outside”, trzymający rękę na pulsie nowych mód i społecznych zjawisk, postanowił wysłać na taką komercyjną wyprawę jednego ze swoich dziennikarzy. Miał on z pozycji uczestnika, klienta, opisać cały proces zdobywania Everestu, naświetlić plusy i minusy takich ekspedycji, ocenić przygotowanie przewodników. Wybrano Krakauera, bo świetnie się do tego zadania nadawał, od lat wspinał się na mniejsze i nieco większe góry, miał siłę i podstawowe umiejętności, by dotrzeć na sam wierzchołek Dachu Świata. Nikt nie przypuszczał, że przyjdzie mu uczestniczyć w jednym z najtragiczniejszych everestowych sezonów.

Krakauer pojechał, zdobył górę, udało mu się ujść z życiem, a co widział, albo wydawało mu się, że widział, po powrocie opisał. Najpierw powstał stworzony na gorąco reportaż, kilka miesięcy później – książka. A że Krakauer potrafi naprawdę dobrze pisać, w odpowiedni sposób dawkując dramatyzm i przemyślenia, kreśląc zdania z rozwagą, a przecież emocjonalnie, od jego opowieści trudno się oderwać. Znajdziemy w tej książce wszystko, co trzeba, byśmy wsiąkli w Everest. Są marzenia, jest brutalny realizm, wielkie dramaty i cudowne ocalenia. Są znakomicie zarysowane postacie, nieprzewidywalne zachowania w sytuacjach ekstremalnych, jest świetnie skonstruowana narracja i przyznanie się do własnych słabości. Jest też próba odpowiedzi na pytanie, co zawiniło w kryzysowej sytuacji lub kto?

I tu pojawia się problem. Krakauer doskonale opanował dziennikarski warsztat, wie, jak pisać, żeby poruszyć czytelnika, zna sztuczki, które pozwalają kształtować opinię publiczną tak, by przyjęła ona określony punkt widzenia, umie grać półsłówkami, zapytaniami, zafrasowaniem... Wciągnięci w opowieść, bezkrytycznie przyjmujemy, że wydarzenia przebiegały tak, jak opisał je Krakauer (jeśli się mylił, przecież nas o tym poinformował), i że wnioski, które wyciągnął, są bezstronne i rzetelne. Tymczasem zaraz po publikacji Wszystkiego za Everest podniosły się głosy, że w książce jest sporo przeinaczeń. Największy spór rozgorzał na linii Krakauer – Bukriejew, bo to właśnie postawę tego ostatniego – przewodnika konkurencyjnej wyprawy, Krakauer najbardziej skrytykował. W najnowszym polskim wydaniu, którego przekładu dokonała znana himalaistka Krystyna Palmowska, znalazło się obszerne postscriptum Krakauera dotyczące tego sporu. Jak wytrawny gracz Krakauer sypie głowę popiołem w drobnostkach i podtrzymuje swoją krytykę, powołując się na różnych świadków. Jest mu łatwo, Bukriejew nie może polemizować, zginął, jak wiadomo, w 1997 roku w lawinie na Annapurnie.

Nie chcę powiedzieć, że Wszystko za Everest zostało napisane pod z góry określoną tezę, ale warto pamiętać, że to tylko jedno z wielu subiektywnych spojrzeń na ten feralny dzień. Nie ulega natomiast wątpliwości, że jest to książka ważna, skoro wciąż budzi emocje, stając się pożywką dla filmów i niezliczonych krytycznych analiz dotyczących komercyjnych wypraw na Dach Świata. Film Everest, który opowiada o tragicznym sezonie 1996 roku i który wywołał w Polsce wysyp górskich książek, nie spotkał się jednak z aprobatą Krakauera. Uznał on, że został w nim przedstawiony w złym świetle, a jak było naprawdę, ukazuje tylko i wyłącznie jego książka. Trąci to monopolem na prawdę.

Zobacz recenzję zbiorczą o książkach poświęconych wydarzeniom pod Everestem w 1996 roku [klik].

ikonka gór - przerywnik tekstu

Zobacz LISTĘ wszystkich zrecenzowanych na blogu książek tutaj – [klik].

Zobacz OKŁADKI wszystkich zrecenzowanych na blogu książek tutaj – [klik].

 

Beck Weathers, Stephen G. Michaud. Everest. Na pewną śmierć
Everest. Na pewną śmierć
Beck Weathers, Stephen G. Michaud
[Agora, Warszawa 2015, przekład Janusz Ochab, stron 312]

Beck Weathers był uczestnikiem tej samej wyprawy komercyjnej co Jon Krakauer. Uznany za „praktycznie martwego”, pozostawiony w strefie śmierci bez pomocy, przeżył, choć okupił to ciężkimi odmrożeniami. Cudem ocalony, po powrocie w doliny musiał na nowo ułożyć sobie życie, dogadać się nie tylko z bliskimi, ale przede wszystkim z samym sobą. Wygląda na to, że mu się udało, z tekstu bije optymizm i radość z tego, że Himalaje dały mu drugie życie. Polski tytuł książki jest typowo komercyjny, wyprawie z 1996 roku Weathers poświęca około 60 stron, większość opowieści dotyczy jego życia przed Everestem oraz po nim. Nie dowiemy się też niczego nowego o samej wyprawie, Beck powtarza to, co ogólnie wiadomo.

Wypada uprzedzić, że nie jest to książka stricte górska. Powiedzmy, że raczej mamy do czynienia z  rodzajem oczyszczającej spowiedzi, pisaniem o charakterze terapeutycznym, lektura ma nieść dobre emocje i dobre przesłanie. Trochę przypomina to poradnik, jak radzić sobie z traumą i wyjść na prostą, tyle że tu traumą były przeżycia górskie. Weathers, który przed Everestem pracował jako lekarz patolog, po amputacji dłoni został mówcą motywacyjnym i w takiej konwencji napisał swoją książkę. Znalazły się w niej dodatkowo wypowiedzi jego żony, dzieci i znajomych, komentujące wspomnienia Becka, tak by czytelnik dostał „złożony obraz sytuacji”. Sam Weathers jest prawdziwym gawędziarzem, co podczas lektury zwyczajnie się czuje, emanuje też pozytywnym nastawieniem do wszystkich i wszystkiego, i to akurat nuży i zalatuje sztucznością.

Cóż więcej można powiedzieć o tej książce? Weathers, jak sam podkreśla w przedmowie, nie chciał napisać czegoś podobnego do Wszystkiego za Everest. I nie napisał. Ale zestawienie jego książki z książką Krakauera wypada blado. Jeśli Krakauer potrafi przykuć nas do fotela, sprawić, że jesteśmy na stokach Everestu wraz z nim, opowieść Becka nie ma w sobie siły rażenia. Może dlatego, że jest zbyt… optymistyczna i przewidywalna. Beck za bardzo przypomina chłopka roztropka, który tryska humorem, do nikogo nigdy nie ma pretensji i ogólnie jest zabawnym gościem, nawet jeśli absolutnie nie jest do śmiechu. To denerwuje i spłyca odbiór książki, sprawia, że brakuje jej głębi.

 

Anatolij Bukriejew, G. Weston DeWalt. Wspinaczka
Wspinaczka
Anatolij Bukriejew, G. Weston DeWalt
[Wydawnictwo Dolnośląskie, Poznań 2006, wznowienie 2015, przekład Piotr Pawlaczek, stron 416]

Emocji nieco innego sortu nie brakuje natomiast w książce Anatolija Bukriejewa. To odpowiedź Rosjanina na relację Krakauera i jego słowa krytyki. Bukriejew opisał własną wersję wydarzeń pod Everestem w 1996 roku. Był tam jednym z przewodników komercyjnej wyprawy Scotta Fischera, konkurencyjnej do tej, w której uczestniczył Krakauer. Jego książka świetnie uzupełnia reportaż Krakauera, jest spojrzeniem z drugiej strony, od zaplecza. Klient, jak Krakauer, widzi tylko wierzchołek góry lodowej, organizator i przewodnik – całość (no, prawie całość), co oczywiście nie oznacza, że i on nie popełnia błędów. Krytyka Krakauera opierała się tylko na domniemaniach, dziennikarz nie znał ustaleń ani taktyki obranej przez konkurencyjny zespół (choć z jego relacji można wysnuć odwrotny wniosek). I tę właśnie taktykę oraz swoje widzenie pracy przewodnika wysokogórskiego chciał zaprezentować we Wspinaczce Bukriejew.

Czy mu się udało? Tylko połowicznie. Tam, gdzie opowiada o zapleczu organizacyjnym komercyjnej wyprawy, gdy opisuje ogrom logistycznych przygotowań, ustaleń, których taka wyprawa wymaga, i wspomina o codziennych kłopotach związanych z zapewnieniem bezpieczeństwa klientom, wiemy, że mamy do czynienia z kimś, kto zjadł raki na niejednej górze, kto zna od podszewki wysokogórski świat i jego zagrożenia, kto potrafi podejmować dobre decyzje. Gorzej z tymi fragmentami, w których próbuje tłumaczyć się z zarzutów stawianych mu przez Krakauera. Nie dlatego, że jest mało wiarygodny. Wydaje się, że Bukriejew źle znosi światła jupiterów, nie jest człowiekiem medialnym jak Krakauer, nie potrafi brylować ani uzewnętrzniać swoich uczuć. Nie uwydatnia nawet tego, że jego postawa przyczyniła się do uratowania trzech osób. Zmusza to innych do stawiania się w roli jego adwokatów, a to z zasady nie wygląda najlepiej.

Bukriejew nie znał niestety języka angielskiego na tyle dobrze, żeby osobiście odpowiedzieć na postawione mu zarzuty. Nie miał też szczęścia, bo Weston DeWalt dokumentalista, który nadał jego wspomnieniom formę książki, okazał się o wiele gorszym pisarzem niż Krakauer. Jego tekst jest przyciężkawy, mnóstwo w nim powtórzeń, brakuje przemyślanej konstrukcji. W pewien sposób ta chropowatość zmusza jednak do stawiania własnych pytań, zastanowienia nad tym, co czytamy. Szkoda, że polska edycja dorzuca do tekstu sporo dodatkowych wad. Tłumacz bezradnie miota się pod górą, co i rusz wpadając w zdradzieckie szczeliny wysokogórskiego słownictwa (ileż rzeczy musiało przepaść w tak złym tłumaczeniu), laikami w temacie są też redaktorka i korektorka. Miejscami tekst w ogóle nie jest czytelny, a usprawiedliwienia, że to dlatego, iż Bukriejew źle mówił po angielsku, trudno potraktować poważnie. Mimo tych braków Wspinaczkę warto przeczytać. Wydaje się, że to w niej obraz tego, co zdarzyło się na Evereście w 1996 roku, jest bardziej stonowany, wyważony, a więc chyba jednak bliższy prawdy.

ikonka gór - przerywnik tekstu

Zobacz LISTĘ wszystkich zrecenzowanych na blogu książek tutaj – [klik].

Zobacz OKŁADKI wszystkich zrecenzowanych na blogu książek tutaj – [klik].

Jeden komentarz

góry lektury logo490
© 2025 baturo.pl

Inne strony