Znajdź książkę

Recenzje

Monika Witkowska. Everest. Góra gór
Everest. Góra gór
Monika Witkowska
[Wydawnictwo Bezdroża, Kraków 2013, stron 320]

„Sądzę, że idziemy na Everest – jeśli już mamy taką sposobność – ponieważ, ujmując tę kwestię możliwie lapidarnie, nie możemy się powstrzymać. […] Cofając się przed przygodą, ryzykowalibyśmy wyschnięcie niczym groszek w łupinie”. Te słowa nie pochodzą z książki Moniki Witkowskiej, ale doskonale oddają jej ducha. Napisał je prawie sto lat temu George Mallory i wciąż pozostają aktualne. To z ust Mallory’ego padła też najsłynniejsza odpowiedź na pytanie o sens zdobywania Everestu: „Ponieważ istnieje”. Dziś nie chodzi już o odkrywanie nieznanego, eksplorację dziewiczych terenów. Zdobycie dachu świata pozostaje jednak marzeniem wielu, zwłaszcza tych, dla których przebywanie na wysokościach jest wartością samą w sobie.

Monika Witkowska, która przed wyjazdem na Everest miała już na swoim koncie wiele szczytów (choć nie ośmiotysięcznych), również postanowiła zmierzyć się z najwyższą górą świata. Zobaczyć jak naprawdę przebiegają wyprawy komercyjne, na temat których krąży tyle fantazyjnych opowieści, a przede wszystkim sprawdzić własne siły i odporność psychiczną, hart ciała i ducha. Wyjechała wiedząc, że powstanie z tej wyprawy książka, na ile było to możliwe, z bazy zamieszczała na swoim blogu wpisy stanowiące trzon tej opowieści. Dziennikarskie zacięcie Moniki (w końcu tym, między innymi, bo jest również podróżniczką i pilotem wycieczek, zajmuje się zawodowo), widoczne w zwracaniu uwagi na szczegóły, w nawiązywaniu kontaktów z ludźmi z innych wypraw, ciągłym wypytywaniu o wszystko, przyniosło zamierzony efekt – zwykły śmiertelnik może odczuć klimat panujący pod Everestem, poznać obozową codzienność i krok po kroku przeżyć zdobywanie olbrzyma.

No właśnie – nie da się ukryć, że Everest. Góra gór została napisana z myślą o tych, którzy nigdy nie byli, i raczej nie będą, alpinistami, którzy nie postawili nogi w górach wyższych niż Tatry, ale interesują się, czy wręcz ekscytują kolosami, a właściwie – przygodą, i chcieliby wiedzieć wszystko na temat zdobywania niebosiężnych wierzchołków. Wszystko oznacza tu nie tyle kwestie techniczne, co problemy innej natury: jak załatwia się potrzeby fizjologiczne na mrozie, co się je na takiej wysokości, czy na podejściu można zobaczyć ciała wspinaczy, którzy zginęli, ile ta cała wyprawa kosztuje… Niejako przy okazji taki czytelnik znajdzie w książce informacje o tym, o czym pewnie nawet by nie pomyślał, na przykład o kłopotliwych śmieciach pozostawianych na stokach przez ekipy, wspomaganiu się środkami farmakologicznymi podczas ataku szczytowego, przebiegu aklimatyzacji czy chorobie wysokościowej, która może dopaść każdego.

A co z tymi, którzy o wysokogórskich wyprawach już sporo wiedzą, choćby z lektur książek alpinistycznych? Czy dla nich książka warta jest lektury? Zapiski dotyczące pobytu w bazie, aklimatyzacji, ataku szczytowego nie przyniosą rewelacji, ale ramki – już może i tak. Dla mnie samej okazały się one zajmujące. Jest ich sporo, w dodatku rozbudowanych, a autorka zawarła w nich wiadomości porządkujące wiedzę na temat najwyższej góry świata. Czego mi natomiast w książce zabrakło? Przemyśleń, głębszej refleksji, ot choćby na temat właśnie wypraw komercyjnych, oraz, ujmując rzecz górnolotnie – przeżyć estetycznych (może dziś pod Everestem o nie trudno?). Monika Witkowska postawiła na blogowy charakter książki i ma to swoje konsekwencje. Dostajemy do rąk typowy dziennik wyprawowy, zapis chwili.

W Polsce takiej książki – opisu wyprawy komercyjnej z punktu widzenia klienta – jeszcze nie było, choć większość zainteresowanych górami czytała międzynarodowy bestseler Jona Krakauera Wszystko za Everest, o podobnej tematyce, tyle że z o wiele bardziej dramatycznymi wydarzeniami. Monika Witkowska nie ma wprawdzie tak dobrego pióra jak Krakauer, ale w zamian jest „nasza”, co czujemy od pierwszych stron – harcerska młodość, działalność w Studenckim Kole Przewodników Beskidzkich, ciągłe próby łączenia pracy zarobkowej z pasją, no i dylemat: „skąd wziąć trzydzieści tysięcy dolców na wyprawę”. Przeszkody dało się pokonać. Autorka stanęła na wierzchołku Mount Everestu 23 maja 2013 roku o 5.45 czasu nepalskiego. Była jedenastą Polką, która weszła na najwyższy szczyt świata.

ikonka gór - przerywnik tekstu

I jeszcze słowo o tytule. Wyrażenie „góra gór” nie tylko w światku wspinaczy i górołazów jest zarezerwowane dla K2. Sankcjonują to nawet słowniki języka polskiego. Szkoda, że wydawnictwo nie wzięło tego pod uwagę podczas ustalania tytułu. 

ikonka gór - przerywnik tekstu

Zobacz LISTĘ wszystkich zrecenzowanych na blogu książek tutaj – [klik].

Zobacz OKŁADKI wszystkich zrecenzowanych na blogu książek tutaj – [klik].

Brak komentarzy

góry lektury logo490
© 2025 baturo.pl

Inne strony