Znajdź książkę

Recenzje

Bernadette McDonald. Kurtyka
Kurtyka. Sztuka wolności
Bernadette McDonald
[Wydawnictwo Agora, Warszawa 2018, przekład Maciej Krupa, stron 368]

Wybitny wspinacz, uduchowiony intelektualista, fascynująca osobowość, nieprzeciętna, skomplikowana postać, wolna dusza… — to tylko garstka określeń, którymi chętnie komplementuje się Wojtka Kurtykę. W jego biografii pióra Bernadette McDonald podobnie podniosłych słów i wyrażeń także nie brakuje. Czy są uprawnione, trudno orzec, na pewno ich nadmierne stosowanie osuwa tekst w stylistyczny manieryzm kojarzony bardziej z egzaltowanym podlotkiem niż sprawnym pisarzem. Opowieść zaczyna się jednak nieźle, mamiąc, że będziemy mieć do czynienia z udanym trawersowaniem ekscytującej egzystencji. Potem z każdą przewracaną kartką historia traci blask i urok. Narracja rodem ze szkolnego wypracowania powoduje, że szybko dopada nas czytelnicza nuda. Nadzieja na interesującą biografię ostatecznie gaśnie w okolicach setnej strony. A towarzyszy temu gaśnięciu zakłopotanie, bo autorka lubi przybliżać zachodnim odbiorcom polskiego ducha, spłycając i banalizując niemal wszystko. Przykład? A choćby taki passus:

[Kurtyka] Przyłączył się do tej niezależnej grupy ludzi, którzy ignorowali dysfunkcjonalne otocznie i porzucili pragnienie kariery, by skierować swoje niespełnione nadzieje i stłumioną energię w stronę pasji do gór i przygody. Ich górski azyl był miejscem, gdzie mogli się spełniać i realizować życie pełne znaczenia. Tam mogli polegać na zasadach, które poprzedzały totalitarny system, na wartościach wspólnych wszystkim wspinaczom.

Takich zdań wydmuszek, pozbawionych głębszych treści, ocierających się o irytujące uproszczenia, jest w tej książce wiele. Najwyraźniej nagromadzenie wzniosłych słów ma maskować wątłość wywodów. Weźmy chociażby dziwaczny pomysł, że w Polsce lat 60. i 70. koncentrowano się na robieniu kariery. Taka idea mogła powstać tylko w głowie osoby niemającej większego pojęcia o życiu w socjalizmie. Co miałoby natomiast oznaczać „realizowanie życia pełnego znaczenia” albo „poleganie na zasadach, które poprzedzały totalitarny system”, próżno dociekać. To, że Kurtyka powierzył spisanie swojej historii osobie spoza kraju, nie czującej tutejszych uwarunkowań, można jednak zrozumieć. Kanadyjkę Bernadette McDonald, która przez 20 lat w Banff zajmowała się organizacją jednego z najbardziej znanych festiwali górskich na świecie, postrzega się na Zachodzie jako ekspertkę od wspinaczki w byłych krajach bloku wschodniego. Książki jej autorstwa są szeroko omawiane, recenzowane i przekładane. Tego nie zapewnia żaden rodzimy pisarzo-dziennikarz. Według Kurtyki liczyło się jednak coś więcej: powinowactwo dusz. I on, i  Bernadette w podobny sposób odczuwali więź z naturą, mieli zbliżoną wrażliwość na piękno górskiego świata, co dawało szansę na dogłębne porozumienie. W magazynie sportowym „Góry” w tekście promującym swoją biografię Kurtyka wyjaśniał, dlaczego wybrał Bernadette McDonald, w jeszcze inny sposób:

Pewnego dnia w moim życiu pojawiła się niezwykła propozycja. Bernadette McDonald wyraziła chęć napisania mojej biografii. W przeszłości zakusy tego rodzaju zawsze budziły we mnie nieufność i zakłopotanie, lecz tym razem coś mi się w głowie przestawiło. Dostrzegałem, że Bernadette jest wyjątkową osobą, obdarzoną nie tylko talentem literackim, lecz również pewnym niezwykłym darem — potrafi dostrzec jasne i szlachetne rysy nawet w najbardziej mrocznym charakterze.
[Magazyn „Góry” nr 257, Moja Gra o tron]

Cały wspomniany artykuł, pod znamiennym tytułem Moja Gra o tron, miał charakter żartobliwych rozważań o trupach, krwi i seksie w życiu wspinacza*. Ostatecznie okazał się — co dla znających literackie dokonania Kurtyki nie było niczym zaskakującym — dużo ciekawszy i znacznie lepiej napisany od biografii stworzonej przez McDonald. Mimowolnie wspinacz wypunktował w nim największe wady pisarstwa Kanadyjki — naiwność i nadmierną empatię, które nadzwyczaj łatwo przeradzają się w rozlazłość i pustą gloryfikację. McDonald nie radzi sobie ani z budowaniem interesującej narracji, ani z oddawaniem nastrojów. Ma natomiast skłonność do przesady w wyrażaniu uczuć i odczuć, co w połączeniu z prostotą jej pisarstwa daje mało sugestywny rezultat. Dodatkowo książka została przeładowana nieistotnymi szczegółami — opisy przejść wspinaczkowych przypominają sprawozdawcze referaty. Zamieszczony poniżej fragment jest tego dobrym przykładem. Gwoli prawdy trzeba jednak zaznaczyć, że za tę nudziarską drobiazgowość odpowiada akurat Kurtyka: bardzo zależało mu, by doprecyzować wszystkie detale przejść i aby nic nie zostało pominięte w wykazie zrobionych przez niego dróg. Jego pedanteria zabiła opowieść.

Wspinaczkę rozpoczęli 6 maja o 2.45 w nocy. […] Śnieg był solidny i skrzypiał pod rakami. Droga z przełęczy do podstawy ściany zajęła im nieco ponad godzinę. Pierwszą przeszkodą był pas litych skał, którego przejście zajęło im ponad trzy godziny. Użyli liny tylko raz, na pierwszym wyciągu o trudnościach piątego stopnia, pokrytym częściowo lodową skorupą. Po zwinięciu liny wspinali się ponad pasem skał bez asekuracji, przewijając się między językami lodu i śniegu.

Praca nad książką okazała się wymagająca i czasochłonna. McDonald przeprowadziła z Kurtyką wiele rozmów, Wojtek czytał jej swoje dzienniki, zapiski z najważniejszych wypraw, próbował przypomnieć sobie siebie z dawnych lat, określał własne spojrzenie na cywilizację, naturę, himalaizm. By portret nie był jednostronny, McDonald wplotła w opowieść wspomnienia innych alpinistów i dołożyła do tego, w roli wisienek na torcie, kilkanaście zabawnych anegdotek. Chciała — jak zaznaczała — pokazać Wojtka jako człowieka, a nie tylko wspinacza. Nie udało się. Kurtyka w tej książce nie przekonuje. Jest papierowy, wystudiowany, napompowany wyniosłością. Jego wypowiedzi dotyczące gór, sławy, związków z naturą brzmią sztucznie. To zazwyczaj truizmy, często bełkotliwe, które nie wiadomo dlaczego mamy uznać za prawdy objawione i jakieś wielkie filozoficzne „łoł”. Być może wspinacz nie chciał się za bardzo odsłaniać, ma się jednak wrażenie, że z lubością pielęgnuje swoją niedostępność, manieryczność i to osławione już uduchowienie, które notabene często zamienia się w próżność. Cały czas gra w swoją grę.

Że można było znaleźć inny klucz do tej biografii, to oczywiste. W rozmowie przeprowadzonej przez Michała Gurgula (zamieszczonej na portalu Wspinanie.pl), McDonald przyznała, że podczas pracy nad książką najbardziej intrygowały ją te cechy charakteru Wojtka, które były ze sobą w wewnętrznym konflikcie. Między innymi podejście do sławy, bo jak zauważyła, Kurtyka i pragnie jej, i nienawidzi. Żadna z takich wewnętrznych rozterek nie znalazła odbicia w książce. McDonald wybrała drogę hagiografii; najłatwiejszą, pozbawioną raf wątpliwości i refleksji. Do tego wcześniej przedeptaną — na podobnych tezach (głównie dotyczących umiłowania wolności) oparła swoją Ucieczkę na szczyt. Z szumnych zapowiedzi Kurtyki, że jego biografia będzie wspinaczkową wersją serialu Gry o tron, książką ujawniającą mroczne zakamarki jego duszy, także nic nie wyszło. „Jeśli się nie uda — pisał — moja historia będzie mdłym nudziarstwem, a wzniosłe idee jałowym kaznodziejstwem”. Stało się. Nie ma magii, która sprawiłaby, że od tej biografii trudno się oderwać. To była jedna z najbardziej oczekiwanych książek górskich 2018 roku, jest — duże rozczarowanie.

* Tekst Moja Gra o tron można przeczytać na internetowych stronach magazynu „Góry” — [klik].

ikonka gór - przerywnik tekstu

Zobacz LISTĘ wszystkich zrecenzowanych na blogu książek tutaj – [klik].

Zobacz OKŁADKI wszystkich zrecenzowanych na blogu książek tutaj – [klik].

Jeden komentarz

  • okropnie nudna ta książka, to fakt. Dobra biografia Kurtyki jeszcze przed nami.
    Wszystkiego dobrego w nowym roku, Mariusz

    Edited on sobota, 05 kwiecień 2025 15:56 by Super User.

góry lektury logo490
© 2025 baturo.pl

Inne strony