W mojej górskiej biblioteczce jest kilka albumów górskich. Dwa są wyjątkowe. Przenoszą nas w niegdysiejsze Tatry, gdy góry te dopiero zaczynały być odkrywane przez turystów. Stare zdjęcia i pożółkłe pocztówki mają w sobie niecodzienny urok. Zaklinają czas. Niosą nostalgię i skłaniają do zadumy. Niestety smutnej – nie mamy już szansy na obcowanie z tak dziewiczymi krajobrazami i tak pustymi górami. Ale oba albumy ukazują też, że polscy pionierzy fotografii krajobrazowej nie byli gorsi od swoich zachodnioeuropejskich kolegów. Pamiętam swój zachwyt nad alpejskimi zdjęciami braci Bisson – eksploatowali Alpy od lat 60. XIX wieku, na Mont Blanc weszli z ciężkim nieporęcznym sprzętem fotograficznym w 1861 i 1862 roku, a potem zauroczenie niepowtarzalnymi fotografiami Josepha Tairraza, który zainspirowany braćmi Bisson zaczął fotografować góry w okolicy Chamonix. Teraz podziwiam zdjęcia Awita Szuberta, Walerego Eliasza czy Mieczysława Karłowicza, by wspomnieć tylko niektórych, i znajduję je równie pięknymi.

„Fotografia niekoniecznie mówi, że coś już nie istnieje, ale na pewno mówi: To było” – słowa Rolanda Barthes’a brzmią szczególnie wymownie podczas oglądania archiwalnych zdjęć Tatr i Zakopanego. W tym pięknie wydanym albumie zebrano ich ponad 300, większość pochodzi ze zbiorów Muzeum Tatrzańskiego oraz Fundacji im. Zofii i Witolda Paryskich. W sześciu rozdziałach możemy podziwiać najstarsze ujęcia Tatr i Zakopanego, obejrzeć portrety górali, w tym tak znanych jak Sabały czy Klemensa Bachledy, poczuć ducha pierwszych wysokogórskich wypraw, zobaczyć jak wyglądały początki narciarstwa i wreszcie zachwycić się chatami w stylu zakopiańskim oraz niepowtarzalnymi zdjęciami wykonanymi przez Witkacego. Fotografie dobrano starannie, stawiając przede wszystkim na ich artyzm. Dzięki temu piękno niegdysiejszych krajobrazów i barwny światek Zakopanego przełomu wieków niezwykle łatwo przemawiają do wyobraźni.
Najwięcej emocji wzbudzają najstarsze fotografie. Za pierwszego fotografa Tatr uznaje się Walerego Rzewuskiego, który latem 1859 roku zdjął, jak się wtedy mówiło, kilka ujęć gór i górali. Niestety te pionierskie fotografie nie zachowały się do naszych czasów, znamy je tylko z drzeworytniczych reprodukcji zamieszczanych w „Tygodniku Ilustrowanym”*. Przetrwało natomiast zdjęcie Zakopanego z 1860 roku wykonane przez warszawianina Melecjusza Dutkiewicza. To najstarsza fotografia wsi pod Giewontem. Przedstawia drewniany kościół i kilka chałup, a z powodu mocnego retuszu sprawia wrażenie raczej pokolorowanej grafiki niż zdjęcia. Na kolejnych stronach albumu obejrzymy jeszcze kilkanaście najstarszych pejzażowych ujęć Tatr z lat 60. i 70 XIX wieku. Pięknie prezentują się zwłaszcza prace krakowianina Awita Szuberta. Podobnie jak Rzewuski był on artystą malarzem, który zainteresował się „utrwalaniem obrazów za pomocą światła” na studiach.
Co, oprócz zdjęć, urzeka w albumie? Dbałość o szczegóły i przejrzysty układ. Dostajemy nie tylko zbiór niepowtarzalnych fotografii, ale również dokładny ich opis oraz pasujące do nich cytaty z literatury tatrzańskiej. Do tego wydawca dołożył dwa ciekawe szkice: Czas znieruchomiały Anny Liscar i Stefana Okołowicza prezentujący najstarsze dzieje fotografii tatrzańskiej oraz Tatry na dawnej fotografii profesora Kolbuszewskiego o roli Tatr w polskiej literaturze i kulturze. Znalazło się też miejsce na krótkie biogramy fotografów, których zdjęcia zamieszczono w publikacji. To cenny dodatek – niektórzy mieli przebogate życie i to nie tylko wewnętrzne. Nieco dysonansu w ładnie zaprojektowanym albumie wprowadzają strony otwierające rozdziały. Tekst umieszczony na mocno powiększonym fragmencie zdjęcia bywa mało czytelny, a cytaty z kleksem czarnej kropy i pomarańczowo wybitym angielskim tłumaczeniem trudno nazwać estetycznymi. Po za tymi drobnymi mankamentami książka jest jednak doskonała. Dla miłośników Tatr wręcz bezcenna, także z racji swojej ceny.
* Szczęśliwym trafem w 2014 roku odnaleziono w Archiwum Narodowym w Krakowie odbitkę jednego ze zdjęć Rzewuskiego z 1859 roku. Czytanie niedzielne – taki tytuł nosi zdjęcie – jest najstarszą fotografią górali tatrzańskich. Dutkiewicz wciąż jednak dzierży palmę pierwszeństwa, jeśli chodzi o najstarsze ujęcie Zakopanego. O fotografii Czytanie niedzielne piszę w innym poście [klik].

Album Tatrzańska Atlantyda cieszy się ogromnym powodzeniem wśród Tatromaniaków i trudno się dziwić. Zawartością w części przypomina wcześniej omówioną publikację, korzysta bowiem z tych samych źródeł, ale też znakomicie ją dopełnia, bo są tu zdjęcia z lat dwudziestolecia międzywojennego, drugiej wojny światowej i czasów powojennych, do lat 60. Szczególnie dużo miejsca Piotr Mazik przeznaczył na fotografie dotyczące eksploracji tatrzańskich dróg i bezdroży, od pierwszych, pionierskich wypraw i wspinaczek po sportowe wyczyny i schroniska. Są tu również obrazy niemal całkowicie zapomniane w dzisiejszej świadomości – czasy zakopiańskich wyścigów samochodowych, kamieniołomów, sadzenia ziemniaków… I przyrody w wersji nieobliczalnej – lawin oraz huraganowych wiatrów. We wstępie pomysłodawca albumu pisze, że chciał stworzyć coś na kształt katalogu miejsc w Tatrach, by pokazać jak góry te wyglądały jeszcze całkiem niedawno, kiedy nie było choćby krzyża na Giewoncie. Artyzm nie był więc kluczem doboru fotografii, a raczej zadziwienie zmianą w krajobrazie. Publikacja nic na tym nie straciła, nostalgia rządzi się swoimi prawami.
Książka została nowocześnie zaprojektowana. Papier w różnych odcieniach szarości otacza niezbyt duże fotografie niczym passe-partout grafiki. Do tego niewielkie kolorowe elementy ułatwiające orientację i drobna czcionka niezaburzająca kontemplacji tego, co w albumie najważniejsze – zdjęć. Informacje o nich zdecydowano się umieścić na końcu poszczególnych rozdziałów, żeby dowiedzieć się więc, co oglądamy, musimy przewertować kilkanaście stron, a to szybko zaczyna denerwować. Zabieg jest jednak celowy. „Chciałbym dać szansę tym, którzy oglądają album, na takie przeżycie, którego ja doświadczyłem – żeby mogli każde zdjęcie oglądać bez podsuwania im historii. Stąd te opisy są pod koniec rozdziału. Przeglądając zdjęcia, patrzymy, jak to się ładnie mówi w historii sztuki, nieuzbrojonym okiem, niewinnym” – opowiada w filmie przygotowanym z okazji wydania Tatrzańskiej Atlantydy Piotr Mazik.
Teoria niewinnego oka przy oglądaniu zdjęć mnie akurat nie przekonuje, ale to subiektywne odczucie. Nie wiem natomiast, dlaczego zdecydowano się na tak lakoniczne podpisy. Tylko sporadycznie mają one charakter jakiejś refleksji, tymczasem miejsca na końcu rozdziału nie brakowało, w dodatku Piotr Mazik jest historykiem, mógłby więc sporo opowiedzieć o tamtych czasach. Taki album, z takim tytułem i koncepcją, aż prosi się o szerszą perspektywę. Tego – bez względu na wyznawane teorie – zabrakło.
Ponieważ dwukrotnie padło tu nazwisko Szuberta, trudno nie wspomnieć o niewielkiej formatowo, ale interesującej treściowo i zdjęciowo monografii mu poświęconej. Książeczka Historia fotografii tatrzańskiej. Awit Szubert została wydana przez Tatrzański Park Narodowy w 140. rocznicę pierwszej wyprawy fotograficznej w Tatry tego znakomitego artysty-fotografa. Znalazły się w niej wszystkie znane tatrzańskie fotografie Szuberta. Równie ważny – objętościowo i jakościowo – jest tu tekst. Napisał go Wiesław Siarzewski, taternik i fotograf górski, dokumentując nie tylko życie artysty, ale też ówczesną epokę.
Ja nadal w domu mam kolekcje zdjęć mojego dziadka. Jedne z pierwszych zdjęć, które wykonywał to własnie Tatry. Nie ma się co dziwić, bo moja rodzina mieszka w nich od wielu pokoleń, jednak fotografie i tak robią wrażenie :)
zazdroszczę dostępu do gór :)
a próbowałaś zainteresować kogoś tymi zdjęciami?