Znajdź książkę

Recenzje

Tadeusz Staich. Góry wołają
Góry wołają (opowiadania przewodnickie)
Tadeusz Staich
[Wydawnictwo Astraia, Kraków 2014, stron 212]

Urocza. To trywialne słówko, samo ciśnie mi się pod palce. Niech więc będzie. Urocza – taka jest ta książka. Także wzruszająca, zabawna, nostalgiczna, mądra… Napisana od serca, z miłości do gór, ale też do ludzi, którzy w latach 50. masowo zaczęli w te góry zjeżdżać. Hutnicy, budowlańcy, chłopi z PGR-ów, gospodynie z kółek wiejskich, strażacy, kominiarze… Zjawiali się w Zakopanem w ramach socjalistycznej polityki udostępniania gór ludom pracującym. Przyjeżdżali, bo organizowano im specjalne wycieczki, z których nie mogli zrezygnować. Zaliczali atrakcje: Poronin (z muzeum Lenina), Gubałówkę lub przy odrobinie szczęścia Kasprowy kolejką, Morskie Oko, czasem jakąś dolinkę, i wracali do siebie. Opiekował się nimi przewodnik. Miał pilnować, by wszystko szło zgodnie z planem, a przy okazji opowiadać „o tych górach, co widać dookoła”.

Jestem semaforem. Jeżeli droga wolna i bezpieczna, wskazuję ją. Równocześnie jestem czymś w rodzaju ciągnika na tej drodze. Ciągnę za sobą ludzi. Idą, choć czasem się boją. Ale ufają mi. […] Jestem też, jak z tego wynika, psychologiem. Podpatruję reakcje ludzi, sumuję je, wyciągam wnioski i stosuję odpowiednią terapię.

W latach 50. i 60. głównym zajęciem Staicha było oprowadzanie takich zorganizowanych grup po Tatrach i Podtatrzu. Ale choć Staich jak mało kto poznał karykaturalne oblicze „zbiorowego dreptania”, w jego tekstach nie znajdziemy podśmiewania z ludzi, których przyszło mu wodzić po górach. Krytycznie, może należałoby napisać: ironicznie, podchodzi tylko do samej idei udostępniania natury w duchu socjalistycznych haseł. Prostych ludzi, którzy trafili w Tatry nie z własnej woli, odgórnym zarządzeniem, traktuje z ciepłem i zrozumieniem. Nie wymaga od nich zachwytu – góry widziane zbiorowo z dolin mają małe szanse na wywołanie wielkich wzruszeń. W niektórych jednak poruszają ukrytą strunę i ci wracają potem na dłużej. To z ich powodu nie należy potępiać zbiorowego zorganizowanego zwiedzania. Po przeczytaniu opowiadania Prowadzę hutników, przyznaję Staichowi rację, mimo ogromnej niechęci do zbiorówek. Czytając o hutnikach, miałam szkliste oczy, tak dużo emocji zawarto w tym krótkim tekście.

Widok leżącego naprzeciw ogromnego masywu Wołoszyna wstrzymuje kroki mojej trójki, miesza zupełnie doznania i pojęcia […] Bryl nie potrafi opanować ściśniętych ust i czegoś, co można by nazwać wzruszeniem. […] Czuję, że Zydroń chce coś powiedzieć. I on z kolei zaczerwienił się cały, odwrócił od nas oczy i po raz pierwszy przemówił:
– Gustlik… przyjadymy tu zaś, no nie?
– Jo przeca od razu wom padół, że tu jest fajnie…
Bryl włączył się do rozmowy jednym potwierdzającym słowem:
– No!
– No! – powtórzył za Brylem Zydroń.
Doskonale czuję wartość, wagę każdego z tych dwóch „no”. To jest waga złota.

Można ten tom opowiadań potraktować niemal jak socjologiczny dokument. Świadectwo narodzin turystyki masowej. Staich był obdarzony językowym słuchem. Pisał z polotem i humorem. Mimo upływu lat (pierwsze wydanie książki ukazało się pół wieku temu) czyta się to znakomicie. Nie przez przypadek najbardziej znany ksiądz góral Józef Tischner nadał Staichowi miano „sługi słowa”.

Polecam uwadze i lekturze :-).

ikonka gór - przerywnik tekstu

Zobacz LISTĘ wszystkich zrecenzowanych na blogu książek tutaj – [klik].

Zobacz OKŁADKI wszystkich zrecenzowanych na blogu książek tutaj – [klik].

Brak komentarzy

góry lektury logo490
© 2025 baturo.pl

Inne strony